poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział XLV.


Wszedłem cicho do sterylnie czystej szpitalnej sali i ujrzałem drobne ciałko, które leżało na białej pościeli. Jej piękne brązowe włosy były związane w chustkę, więc nie byłem pewien, czy to na pewno ona. Ręka mojej ukochanej drgnęła lekko, a ja podskoczyłem jakby właśnie wypuściła ostatni wydech. Wiedziałem, że każdy pojedynczy ruch może zrobić jej krzywdę, a każdy kolejny oddech może być jej ostatnim. Bałem się, że nie zdążę jej powiedzieć jak bardzo ją kocham, jak bardzo tęskniłem za jej porannym uśmiechem i za jej niezdecydowaniem, którą sukienkę założyć.
Podszedłem cicho do łóżka od strony okna, aby móc przyjrzeć się jej twarzy w pełnym świetle. Miałem nadzieję, że przez sen wyczuje moją obecność i otworzy swoje piękne oczy, szeroko się do mnie uśmiechając. Niby podświadomie czułem, że nigdy więcej nie zobaczę jej olśniewającego, szczerego uśmiechu, ale serce nie pozwalało mi przestać wierzyć. Podobno wiara buduje człowieka… W moim przypadku doszczętnie niszczy.
Usiadłem na białym stołku przy szpitalnym łóżku i przyjrzałem się uważniej jej pięknej twarzy. Kiedy ujrzałem, że jej piękne, brązowe włosy wypadły, malinowe, pełne usta stały się spierzchnięte i lekko sine, a jej pulchne policzki, które tak bardzo uwielbiałem kompletnie się zapadły, nie potrafiłem nic ze sobą zrobić. Wiedziałem, że gdy tylko wybuchnę płaczem, obudzę Ellie. Choć na zewnątrz tak drastycznie się zmieniła, wiedziałem, że taka zmiana nigdy w życiu nie zajdzie w jej wnętrzu. Zapewne wciąż jest tą samą pomocną i kochającą przyrodę dziewczyną, co wcześniej. Może nie już tak bardzo szczęśliwą i uśmiechniętą, ale wciąż moją ukochaną Ellie. I jeżeli myślała, że teraz ją zostawię, to była w grubym błędzie.
Chwyciłem jej rękę najdelikatniej jak tylko potrafiłem, bojąc się, że zrobię jej krzywdę i powoli przyłożyłem ją do ust, składając na jej dłoni subtelny pocałunek.
- Zayn? – Usłyszałem cichy głos Ellie, który łamał się w połowie wyrazu. Uśmiechnąłem się lekko do niej i lekko schyliłem się, żeby pocałować ją w usta. –Nie, Zayn. – Odepchnęła mnie lekko resztkami sił i odwróciła się na drugą stronę. Puściłem jej dłoń i podszedłem do okna. Nie mogłem uwierzyć, że zareagowała W TEN sposób. Spodziewałem się raczej jakiegokolwiek uśmiechu.
Podszedłem do łóżka w ten sposób, aby widzieć jej twarz i patrząc jaj się prosto w oczy, powiedziałem cicho:
- Ellie, kocham cię. Nie mogłem pozwolić ci żyć ze świadomością, że cię zostawiłem, bo jesteś chora. Że zrobiłbym to, gdybyś mi o tym powiedziała. – Po policzkach dziewczyny popłynęło kilka łez, które natychmiast starła kruchą dłonią.
Jej uśmiechnięta twarz sprawiała, że człowiekowi chciało się żyć, nawet tylko po to, żeby, choć jeszcze jeden raz ją zobaczyć. Była olśniewająco pogodna i potrafiła wszystkich podnieść na duchu, ale kiedy patrzyłem na jej smutne oczy, w których kiedyś widziałem miłość wiedziałem, ze dla nas nie ma nadziei… Choć jej babcia upierała się, że ona za mną tęskni, wiedziałem, że ona po prostu chce mieć ode mnie spokój, że w tym momencie wolałaby zostać sama i nigdy więcej mnie nie widzieć. Spojrzałem smutno na jej oczy, które bały się na mnie spojrzeć. Omijała mnie wzrokiem, bojąc się… Sam nie wiem czego. Przyleciałem tu, żeby jej pomóc, żeby być z nią, kiedy będzie cierpiała, żeby sprawić, że o wszystkim zapomni, a ona nie dala mi się nawet dotknąć.
- Naprawdę chcesz, żebym cię zostawił? – Ellie delikatnie pokiwała głowę i odwróciła się z powrotem w stronę okna. Stanąłem prosto przy jej łóżku i skierowałem się w stronę wyjścia, trzaskając drzwiami.
- To jest szpital, a nie twój dom. – Syknęła pielęgniarka, kiedy drzwi z mocnym łoskotem się zamknęły.
Wyszedłem ze szpitala odpalając papierosa i stanąłem przy wyjściu, patrząc na tych wszystkich chorych ludzi, którzy pomimo swojej choroby wciąż się cieszą. Potrafią się uśmiechać, mimo że wiedzą, że i tak są bliscy śmierci. Tylko moja Ellie nie potrafiła zrozumieć, że ma wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy ją kochają i będą z nią do końca.
Usiadłem na ławeczce niedaleko wejścia i zapaliłem kolejnego papierosa.
- To już twój drugi. – Usłyszałem słaby głos starego mężczyzny, który kiwnął na miejsce obok mnie.
- Proszę. – Powiedziałem i zaciągnąłem się mocno, tak aby spróbować choć na chwilę zapomnieć, że na drugim piętrze budynku leży moja śmiertelnie chora dziewczyna, która nie chce mnie widzieć.
- Na coś trzeba umrzeć. – Mężczyzna zaśmiał się, ale widać było, że nie śmieszą go tego typu żarty.
- Uważaj co mówisz. Ja się nie obrażę, ale jesteś w szpitalu, gdzie co trzeci pacjent ma raka płuc i większość z nich umrze. – Zgasiłem papierosa i spojrzałem się na mężczyznę, który wyglądał na mniej więcej siedemdziesiąt lat.
- Moja dziewczyna umiera. – Powiedziałem gładko, choć sam spodziewałem się, że wybuchnę płaczem. Nie wiedziałem nawet, dlaczego mówię to obcej osobie, ale musiałem się komuś wygadać, a Ellie najwyraźniej nie miała ochoty mnie nawet widzieć.
- Moja żona umarła dwadzieścia lat temu na raka szyjki macicy. – Spojrzałem uważnie na mężczyznę i kiedy zobaczyłem w jego oczach łzy wiedziałem, że ja także tak skończę. Dwadzieścia lat po śmierci jego żony on wciąż kiedy o niej mówi płacze i tęskni. Dwadzieścia lat ciągłego bólu i tęsknoty. Jeżeli Ellie tego nie przeżyje to będzie także mój koniec…
- Przepraszam. – Staruszek uśmiechnął się lekko i poklepał mnie po ramieniu, jakby to miało mnie podnieść na duchu.
- To taka dziwna zależność. Ludzie przepraszają za coś, czego nie zrobili. – Zaśmiałem się cicho razem ze starszym mężczyzną i zacząłem dziwną rozmowę na temat jego życia.

                                                                       ~*~

Tęsknił. „Przyjechał do ciebie, głupia. Oczywiście, że tęsknił.”
Wie, że nie przeżyje. „Oczywiście, że wie.”
Nie wiedział tylko, że będę wyglądała już tak źle. „Oczywiście, że nie.”
Kocha mnie. „Oczywiście, że cię kocha. To twój chłopak, Ellie. Będzie cię kochał nawet jeżeli byś wyjechała na drugi koniec świata.”
Ale ja umrę. „Tak, ale jeszcze nie teraz.”
Odzwyczaiłam się od niego. Nie chcę cierpieć znowu tak samo. „Cierpisz cały czas, ale nie chcesz tego przyjąć do siebie. Bez niego czy przy nim.”
Nie chcę, żeby mnie widział w takim stanie. „Za późno.”
Czy to źle, ze nie chcę go do siebie dopuścić? „W pewnym sensie… Jesteś sama, potrzebujesz oparcia, potrzebujesz Zayna i dobrze o tym wiesz.”
Nie chcę, żeby on cierpiał. „Już spowodowałaś jego cierpienie.”
Wiem, nie chcę tylko, żeby widział jak umieram. „Nikt tego nie chce. Ale ludzie rodzą się, żyją, umierają. Taka jest kolej rzeczy.”
Nie chcę, żeby to widział. „Nie zmusisz go, żeby wyjechał.”
A co, jeżeli dałabym radę to zrobić? „Nie chcesz tego.”
Wiem… „Nie uciekaj przed nim.”

                                                                      ~*~

- A co, jeżeli jest za późno? – Spytał Niall przeżuwając kolejnego już żelka z kolei. Siedzieliśmy wszyscy na kanapie i czekaliśmy na choć jeden telefon od Zayna. Nie dzwonił, nie pisał. Zero.
- Zamknij się, Niall. – Syknęłam w jego stronę i rzuciłam w niego paczką chipsów paprykowych. Im więcej jadł tym mniej mówił, a to nam jak najbardziej pasowało. Raz po raz podrzucałam mu tylko coś do schrupania, żeby nie przeszkadzał nam w myśleniu.
Był spokojny, nie mam pojęcia jak to zrobił, ale był. Wiedział, że Ellie spróbuje z tego wyjść. Tylko ja wiedziałam, że nie ma już szans dla mojej przyjaciółki. Był to największy cios jaki kiedykolwiek Bóg mi zadał. W tej chwili nie sądziłam nawet, ze istnieje. Przecież gdyby tak było nigdy nie zrobiłby mi takiego czegoś. Rozmawiam z nim codziennie, chodzę do Kościoła, udzielam się charytatywnie, modlę się za innych. Nie jestem miejskim samolubem, który swoje pieniądze lokuje po kontach bankowych. Pomagam innym, a w zamian oni mi zabierają. Po kolei wszystkich moich bliskich, których kocham najbardziej na świecie.
- Ja nic przecież nie mówię.
- A, mimo to cały czas cię słyszę. – Syknęłam w jego stronę i skrzyżowałam dłonie na piersi. Harry objął mnie delikatnie ręką i przysunął do siebie, abym mogła się o niego oprzeć.
- Ta ciąża powoduje, że jesteś coraz wredniejsza. – Prychnął i włożył garść chrupiących chipsów do buzi, żeby powstrzymać się od powiedzenia czegoś jeszcze głupszego, o ile było to w ogóle możliwe. Czasami jego pospolitość mnie przytłaczała, a później mówił coś jeszcze głupszego i powodowało to atak śmiechu i cała moja niechęć znikała. On po prostu był człowiekiem, którego albo się kocha, albo nienawidzi. A ja z całą pewnością go kochałam, bo był cudownym przyjacielem.
- Harry? – Mój chłopak delikatnie pocałował mnie w czubek głowy i spojrzał mi prosto w oczy, uśmiechając się lekko. To miłe, że wszyscy wokół próbowali mnie pocieszać, ale to nie ja tego potrzebowałam, tylko Ellie, ale ona nie dopuszczała nikogo do siebie. Nie odbierała telefonów, nie dzwoniła, nie odpisywała na e-maile, a jej babcia cały czas powtarzała, że jest za słaba…
Za słaba na życie.
Za słaba na cokolwiek.
Za słaba na przyjaźń i na miłość.
To dziwne, że człowiek kiedy się rodzi jest słaby, a kiedy umiera jest jeszcze słabszy niż kiedy się rodził. Powinien być silny, niepokonany… Taki, żeby mógł zmierzyć się z całą tą rzeczywistością, która męczyła wszystkich wokół.
                                         
                                                                    ~*~

- Młody człowieku, ile my już rozmawiamy? – Spojrzałem się na zegarek i z dziwnym rozbawieniem przyjrzałem się starszemu człowiekowi.
- Cztery i pół godziny. – Powiedziałem i cicho się zaśmiałem, rozglądając się dookoła. To dziwne, że przy tym człowieku tak szybko minął mi czas, a przy Ellie ciągnął się w nieskończoność w ciszy. Głuchej ciszy, w której słychać było tylko nasze płytkie oddechy.
- Tak myślałem, bo mój pęcherz zaczął się już odzywać. – Zawtórowałem śmiechem starszemu panu i pomogłem mu wstać z zielonej ławeczki. Trzymałem go za rękę, pomagając iść w stronę wejścia do szpitala, kiedy ujrzałem, jak bocznym wyjściem wyprowadzają ciało w czarnym worku. Myśli, które przez te kilka sekund zdołały się przemieścić po cały ciele były dobijające. Widziałem w mojej głowie jak próbują ratować Ellie. Jak robią jej elektrowstrząsy, a jej delikatne ciałko wygina się z bólu. Ostatnim obrazem, który widziałem w mojej głowie zanim pognałem biegiem w stronę ratowników medycznych był młody lekarz, który stwierdza czas zgonu.
Tak jakby czas się zatrzymał i widziałem tylko zarys postaci, które mijałem, gdy biegłem przez cały plac szpitala.
„Dziewiętnastoletnia dziewczyna.” „Rak jelita.” „Była sama.” „Miała całe życie przed sobą.” „Ciekawe, czy zdążyli się z nią pożegnać.”
Wszystko słyszałem, ale widziałem tylko troje ratowników, którzy wkładali ciało do karetki, żeby zawieźć je do kostnicy.  Migało mi pełno dziwnych obrazów przed oczami, a na każdym było bezwładne ciało Ellie, które przenosili na nosze.
Chwyciłem jednego ratownika za rękaw i spytałem, kto to jest.
- Nie wiem. Młoda dziewczyna, zmarła pół godziny temu. Była tylko z jedną osobą.
- Mogę zobaczyć jej twarz? – Ratownik spojrzał się na swoich kolegów i po chwili pokiwał głową na znak zgody.
Podszedłem powoli do noszy i odpiąłem czarną folię. Ujrzałem małą brunetkę i to głupie, ale odetchnąłem z ulgą.
- Przepraszam… - Powiedziałem i oddaliłam się od ratowników, którzy dziwnie się na mnie patrzyli.  Nie odwracając wzroku pobiegłem w stronę szpitalnej sali Ellie. Siedziała sama i płakała.
Podszedłem do niej i delikatnie chwyciłem jej twarz w swoje dłonie, mówiąc:
- Nie zostawię cię, Ellie. Nawet jeżeli miałabyś nie odezwać ani nie spojrzeć się na mnie do samego końca. Zostanę tu, nawet jeżeli miałbym przez to cierpieć, a ludzie wokół braliby mnie za wariata. Kocham cię, Ellie. A miłość właśnie na tym polega. Na tym, aby być przy ukochanej nawet jeżeli ona tego nie chce.
- Kocham cię, Zayn. – Złączyłem nasze usta w pocałunku i usiadłem obok niej na szpitalnym łóżku,  trzymając w swoich ramionach cały mój świat.


____________________________________________________
Cześć :) Przepraszam,że tak długo czekaliście na kolejny rozdział. Jest mi naprawdę przykro i dziękuję Liv,że pomogła go napisać. Wiem,że na nią zawsze mogę liczyć :) Trochę mam teraz urwanie głowy...matematyka sama się nie poprawi, ale też rozdziały same się nie napiszą. Mam nadzieje,że rozdział się Wam wszystkim spodoba...bo ja ryczałam jak głupia, a Liv była z siebie dumna. Chcę też zachęcić WAS do czytania bloga LIV, który jest naprawdę świetny! Wystarczy,że klikniecie na "LIV" tam znajduję się link, który automatycznie w Waszej przeglądarce otworzy nową kartę z jej blogiem :) Naprawdę...WARTO CZYTAĆ! dodam jeszcze,że blog jest o 1D :)

PS. Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach na SMH, follow : @stayforstyles pytajcie o follow back, a na 100% je dostaniecie :) Zaś jeśli spodoba Wam się blog mojej kochanej Livci... follow : @zappieswag a 100% będzie Was informować o nowych rozdziałach na "Charm of the past"

PS2. NAPRAWDĘ PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO CZEKACIE NA ROZDZIAŁY. POSTARAM SIĘ PISAĆ JE WCZEŚNIEJ.


                                                                                                     Love, Camille

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział XLIV.


Z perspektywy Zayn’a.
- Gdzie są bilety? – zapytałem, podchodząc do Mari, która siedziała spokojnie na kanapie i przytulała się do Harry’ego.
Tak, owszem, cieszyłem się, że są razem i już się nie kłócą, bo sam miałem tego dość. Ale ludzie! Zaraz mamy lot, a ona sobie siedzi.
- W torebce. – powiedziała w przerwie, gdy całowała Harry’ego.
- A mój paszport? – zapytałem, klepiąc się po kieszeniach od spodni i od skóry. – Boże! Gdzie mój paszport?! – pisnąłem.
- Wyluzuj stary. – podszedł do mnie Niall i klepnął mnie w plecy. – Zawsze go gubisz, więc schowałem do swoich dokumentów.
- Tak, tak, ale że ty je też zawsze gubisz postanowiłem, że wsadzę je do swojej torby. – powiedział ze śmiechem Liam.
- Co? – odwróciłem się z przerażeniem w oczach. – Wy też jedziecie?!
- No.. No tak. – powiedział Louis i usiadł na kanapie obok Eleanor.
- Wszyscy? – przeliterowałem to słowo. – Wasza dwójka. – wskazałem na Louisa i Eleanor, a oni kiwnęli głową. – I wasza… - kiwnąłem głową na Liam’a i Danielle.
- Yeah. – wzruszyła ramionami Danielle.
- I ty też… - stwierdziłem, patrząc na Niall’a.
- Oczywiście!
- TEGO NIE BYŁO W PLANACH! – powiedziałem z wyrzutem do Mari.
- Plany się zmieniły. – powiedziała ze spokojem w oczach.
- Fajnie wiedzieć. – powiedziałem ze wściekłością w oczach.
Wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi.
- Gdzie się wybierasz? – usłyszałem głos Mari.
- Lecę sam, bez was. – powiedziałem. – Nie chcę byście ją wszyscy widzieli, rozumiecie? Sam się boję ją zobaczyć, boję się wszystkiego i tego co mogę tam zastać. – powiedziałem i poczułem, że po moim policzku spływa łza, którą szybko starłem z policzka. – Przylećcie do nas później, dajcie nam kilka dni sam na sam.
- Ale… - zaczął Niall.
- Tak, tęsknicie za nią, ale nie rozumiecie, że tak będzie lepiej dla niej? To co tam zastaniemy nie będzie takie kolorowe jak zawsze się nam może wydawać. Ona już nie jest taka sama. – powiedziałem, przełykając głośno ślinę, by po moim policzku nie spłynęły kolejne oznaki słabości. – Jesteśmy rodziną i zawsze tak będzie, ale błagam.
- Rozumiem. – powiedział Liam, podchodząc i wręczając mi mój paszport, i bilet. – Leć.
Uśmiechnąłem się tylko i chwyciłem małą torbę podręczną.
- Nie! – usłyszałem wrzask.
Obróciłem się i zobaczyłem Mari podbiegającą do mnie.
- Lecę z tobą, Malik, czy chcesz czy nie! – powiedziała i założyła płaszcz na ramiona.
- Jesteś w ciąży, zostań tutaj. – powiedziałem. – Będzie tak lepiej dla ciebie.
- Ciąża to nie choroba, cholera! Lepiej? Ty nie wiesz co będzie dla mnie lepsze. Lecę czy chcesz czy nie. – wzięła swoją torbę na kółkach i się odwróciła do reszty.
- Za trzy dni wsiądźcie w samolot, chyba, że zadzwonię. Wtedy plany się zmienią. – powiedziała i przytuliła się do Harry’ego, który już stał koło jej boku.
- Kocham cię. – usłyszałem szept Harry’ego.
Podszedłem do reszty.
- Przepraszam, ale.. – zacząłem, ale Danielle mi przerwała.
- Leć do niej i spraw, że między wami będzie już wszystko dobrze, okej? – powiedziała brunetka.
- Dziękuję. Trzymajcie się, hej. – pożegnałem się z każdym z osobna i ruszyłem do samochodu.
Spakowałem torbę do bagażnika i usiadłem za kierownicą. Po chwili usiadła koło mnie Mari i powoli ruszyliśmy w stronę lotniska. Całą drogę żadne z nas się nie odezwało. Patrzyłem tępo w drogę oczekując znaku nakierowującego nas na lotnisko. Gdy już taki ujrzałem, wiedziałem, że tylko godziny dzielą mnie od niej.
- Boisz się? – odezwała się do mnie, gdy wchodziliśmy na pokład samolotu.
- Lotu? – zapytałem głupio, chociaż wiedziałem o co jej chodzi.
- Nie, debilu, spotkania. – powiedziała cicho.
- Jak niczego bardziej w tym popieprzonym świecie. – westchnąłem i usiadłem na jednym z foteli pod oknem.
Już po chwili lecieliśmy do Polski. Próbowałem zasnąć, ale na próżno się starałem. Gdy zamknąłem oczy, widziałem jej oczy, jej przepiękny uśmiech. Słyszałem jak mówi do mnie „Kocham Cię” i czułem dotyk jej ust na swoich. Czułem jak mnie przytulała i szeptała, że będziemy ze sobą do końca życia, że nic nas nie rozdzieli.
- Mari.. – szturchnąłem blondynkę, wyrywając ją ze snu.
- Tak? – zapytała.
- Naucz mnie czegoś po polsku. – zaśmiałem się nerwowo.
I już po kilku minutach umiałem powiedzieć dwa najważniejsze słowa jakie powinienem jej powiedzieć, gdy ją ujrzę. I nauczyła mnie jak się przedstawiać.
- Po co mi to? – pytałem, gdy tłumaczyła jak wymówić słowa na przywitanie.
- Skarbie, tam będą jej rodzice. Nie uważasz, że byłoby dobrze znać chociaż kilka słów? – zapytała, nie musiałem jaj odpowiadać, bo dobrze wiedziałem, że byłoby dobrze.
Powtarzałem jak mantrę w głowie dwa słowa, aż ludzie się obracali, gdy przechodziłem przez lotnisko.
- Dobrze ci idzie! –usłyszałem i uśmiechnąłem się do Mari, która chwyciła moją dłoń w celu wsparcia mnie na duchu.
Dobrze wiedziałem, że sama też cierpi, tym bardziej, że jest w ciąży. Każdy stres powoduje, że wszystko ją boli, a jednak przyleciała tutaj. Jest jej najlepszą przyjaciółką, musiała.
- Do kliniki poprosimy. – powiedziała Mari do kierowcy.
Usiedliśmy z tyłu i ruszyliśmy. Oddychałem głęboko, czekając na moment aż ujrzę budynek z napisem „DOCRATES”.
- Znam pana. – zaczął kierowca.
- Naprawdę? – zapytałem, wywracając oczami.
Spojrzałem krzywo na Mari, a ta uśmiechnęła się dodając mi otuchy.
- Taaaak. – przeciągnął. – Moja córka pokazuje mi pana plakaty i mówi coś w stylu „To jest Zayn i zapamiętaj to imię, bo to on będzie ojcem moich dzieci”. – mówił śmiesznym głosem, próbując naśladować swoją córkę.
Przeraziłem się. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, dlatego siedziałem cicho i uśmiechnąłem się krzywo do kierowcy.
- A po co wam jechać do kliniki, gdzie leczy się nowotwory? – zapytał.
Był aż nadto ciekawski, ale nic nie mogłem na to poradzić. Chciałem już chamsko odpowiedzieć, ale Mari mnie powstrzymała i odpowiedziała za mnie.
- Do przyjaciółki, która się tam leczy. – powiedziała cicho.
- To u was w Wielkiej Brytanii nie ma lepszych? – zapytał się z powątpieniem.
- Ona jest polką. – odpowiedziałem przez zęby.
- Aha. – odpowiedział krótko i siedział cicho.
Całą drogę przemilczeliśmy. Ja patrzyłem przez okno podziwiając panoramę Warszawy. Pierwszy raz w życiu widziałem to miasto. Nigdy tak naprawdę nie miałem możliwości odwiedzenia Polski. Tutaj wszystko wydawało się inne. Ludzie, budynki, samochody. Jejku, nawet ptaki inaczej wyglądały. Droga się strasznie dłużyła. Zdawało mi się jakbyśmy jechali dłużej aniżeli ja leciałem tutaj z Anglii.
Moje serce wybijało nieznany rytm. Ręce się pociły i zagryzałem wargi. Nie wiedziałem o co chodzi dopóki nie usłyszałem cichego szeptu Mari „Jesteśmy na miejscu, Zayn”. Puls wskoczył mi na wyższe obroty, aż sam nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Tak naprawdę całe życie nie bałem się tak strasznie jak teraz. Granie przed kilkunastu tysięczną grupą ludzi? Żaden problem. Spotkanie dziewczyny, która zajęła twoje serce? Mount Everest.
Szybko wysiadłem z taksówki i chwyciłem nasze torby. Chciałem szybko wejść do środka, ale Mari mnie zatrzymała.
- Zayn, może ja wejdę pierwsza? – zapytała łapiąc mnie za rękę.
- Czemu? Co?! Nie. Ja wejdę… Muszę. – powiedziałem bardziej do siebie niż do niej.
- Nic nie musisz, dobrze o tym wiesz. Serce ci się uspokoi i nie będziesz tak wariował. – powiedziała stanowczo.
- Ja… Ja chcę, Mari. Pozwól mi. – powiedziałem zerkając jej w oczy. – O niczym innym nie myślę jak o ujrzeniu jej twarzy na nowo.
- Jej twarz jest już inna… - powiedziała cicho.
- Dla mnie jest zawsze taka sama. Jest idealna. – powiedziałem chyba zbyt ostro, bo cofnęła swoją rękę. – Przepraszam… Po prostu…
- Nie przepraszaj, tylko idź. – powiedziała i się uśmiechnęła.
- Dziękuję. – powiedziałem i zacząłem się wspinać po schodkach.
Mari usiadła na ławeczce przed kliniką, a ja zacząłem się wspinać po schodach
- Gdzie leży Elli Joyce? – zapytałem i postukałem palcami w blat.
- Dzień dobry. – powiedziała, uśmiechając się krzywo. – Kim pan dla niej jest?
- Co.. – zatkało mnie. – Ja… Ja jestem jej przyjacielem.
- Wstęp ma do niej tylko rodzina najbliższa. – powiedziała i obróciła się, by sięgnąć po papiery z szafki.
- Ale pani nie rozumie! Przyleciałem do niej specjalnie z Anglii! Jest dla mnie wszystkim! – krzyknąłem.
- To pan mnie chyba nie rozumie. – powiedziała szorstko. – Nigdzie pan nie wejdzie i proszę się uspokoić, albo zawołał ochronę.
- Dziwka. – mruknąłem cicho i usiadłem na kanapie.
Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała. Nie mogłem się uspokoić. Ona gdzieś leży tam. Jest już blisko mnie i mogę mieć ją w swoich ramionach.
- Zayn? – usłyszałem czyjś głos i obróciłem głowę.
- Tak? – zapytałem, przyglądając się starszej kobiecie.
- Już się bałam, że nie przylecisz! – pisnęła i podeszła do mnie. – Jestem babcią Elli, to ja do was dzwoniłam. – powiedziała i się uśmiechnęła.
- To pani? – otworzyłem szerzej oczy. – Miło mi panią poznać.
- Wzajemnie dziecino. Gdzie jest Mari? – zapytała.
- Siedzi na zewnątrz. Pozwoliła mi wejść pierwszemu, ale niestety KTOŚ nie pozwolił mi wejść dalej. – powiedziałem, chłodno patrząc na recepcjonistkę.
- Shh, chodź kochanie, Elli aktualnie śpi, ale powinna się zaraz obudzić. – powiedziała. – Zrobisz jej miłą niespodziankę jak wstanie.
_____________________________________
Hej :) Tutaj znowu ja, Clauds. Napisałam 44 za zgodą Kamilii i za zgodą Kamy napiszę 45, liczę, że nie macie nic przeciwko :* Rozdział krótki, bo.. komputer się wyłączył, gdy prawie już go skończyłam. Obiecuję, że następny będzie ciekawszy i.. dłuższy. Do usłyszenia za kilkanaście dni, buziaki :)) x /clauds



sobota, 2 lutego 2013

Rozdział XLIII.


Z perspektywy Mari.
- Dzień dobry słoneczko. – Harry musnął moje usta.  Otworzyłam swoje zaspane oczy i uśmiechnęłam się mimowolnie. – Wstawaj, wstawaj. – dodał po chwili mój ukochany.
- Kobieta w ciąży potrzebuje odpoczynku. – opatuliłam się kołdrą, przewracając się na lewy bok.
- Teraz takie będą twoje argumenty? – zapytał.
- Mhm… - mruknęłam cicho.
- A jak ci powiem, że śniadanie ci zrobiłem?
- A co zrobiłeś? – odwróciłam się w jego stronę.
- Jajecznicę. – odpowiedział bez wahania. W tym momencie, zebrałam swoje siły i usiadłam na łóżku.
- Która godzina?  - spojrzałam na niego i chwyciłam za widelec.
- Jakoś po 11. A co?
- Wiesz, że musimy dzisiaj wracać? Jutro mam samolot do Polski.
- No dobrze, to już teraz chcesz jechać? Wyjedziemy sobie spokojnie po obiedzie.  – usiadł obok mnie. – Jak myślisz, zabierzemy twoje wszystkie rzeczy teraz za jednym razem, czy nie? – spojrzał w moje oczy.
- Ale po co? – zapytałam tępo.
- Przecież się przeprowadzasz.  – gdy z jego ust wyszły te słowa, o mało co nie zakrztusiłam się jajecznicą.
- Nie, ja nigdzie się nie przeprowadzam. Owszem, będę mieszkać w Londynie, bo będę tam studiować. Ale nie będę na razie mieszkać z tobą. Harry, ty myślisz, że po przeprosinach i jednej nocy od razu się do ciebie wprowadzę, albo stanę przed ołtarzem jeśli będziesz tego chciał?… Kocham cię, ale na razie się do ciebie nie wprowadzę. Przykro  mi.
- To gdzie ty chcesz mieszkać? – chwycił moją rękę.
- Albo coś sobie znajdę, albo będę tymczasowo mieszkać u Zayn’a.
- To już wolę, żebyś mieszkała u Zayn’a… Przynajmniej będę miał bliżej do ciebie. – ucałował mój policzek.
- Ale nie złość się na mnie… - wtuliłam się w jego ramiona.
- Nie złoszczę się, tylko jest mi smutno.  Ale pozwól, że zabiorę cię dzisiaj do naszego domu. – wsadził rękę, pod moją bluzkę w celu pogłaskania brzuszka.
- Pozwolę. – uśmiechnęłam się. Następnie wstałam z łóżka, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej swoje ulubione czarne rurki i luźny sweter. 
- Zamierzasz gdzieś iść? – zapytał całując mój kark.
- Tak kochanie, idziemy na spacer. Zajdziemy jeszcze do Alex’a. – uśmiechnęłam się w jego stronę. Ten zaś spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Westchnęłam cicho, odpowiadając: - Chcę pogadać z nim o Elli i oznajmić parę dobrych wiadomości. – położyłam swoją rękę na brzuchu.
- No to chodźmy. – Harry podleciał do mnie i wziął mnie na ręce.  W holu przywitałam się z rodzicami i Eric’iem. Założyłam swoje czarne trampki i obydwoje wyszliśmy z domu.  Dzień był słoneczny, a za razem bardzo mroźny, gdyż moje policzki zaróżowiły się, gdy tylko wyszłam z domu.  Harry chwycił moją rękę i razem szliśmy w kierunku domu Alex’a.  Na ulicy co rusz, mijałam znajome twarze. To ze szkoły, to ze sklepu. Szliśmy przez, krótką chwilę w ciszy, kiedy ktoś gwałtownie najechał deską na moją nogę.
- Ała… - krzyknęłam.
- Hej… Kurde, przepraszam, nie chciałem… Nie zauważyłem cię.  – chłopak ewidentnie dostał słowotoku. W końcu podniosłam wzrok ze swojej nogi na chłopaka.
- Nate?! – zapytałam zdziwiona.
- Mari! – chłopak uśmiechnął się w moją stronę i porwał w swoje ramiona.
- Jaki Nate? – Harry spoglądał zazdrośnie na chłopaka.
- Harry, poznaj Nate’a. Nate poznaj Harry’ego. – obydwaj chłopcy podali sobie ręce.
- Jestem dobrym przyjacielem Mari. – puścił mi oczko, ja natomiast obdarzyłam go swoim najwspanialszym uśmiechem na jaki było mnie stać.
- A ja jestem jej chłopakiem, przyszłym mężem i przyszłym ojcem jej dzieci. – w głosie zielonookiego, można było usłyszeć nutę zazdrości jak i ironii. Okej…czasami lubię jak jest zazdrosny, ale bez przesady. Szturchnęłam go lekko ramieniem, na co on posłał mi spojrzenie pełne miłości. Długo nie mogę sie na niego niewać...ehh.
- Ja i Nate siedzieliśmy razem w drugiej klasie.
- Szkolna mądrala.. Dzięki niej zdawałem na 5 i 4. – chwycił swoja deskorolkę w rękę.
- Bo ściągałeś ode mnie!
- Dobra M, musze lecieć Lucas i reszta na mnie czekają… Może spotkamy się dzisiaj jeszcze co? Ja, ty, Harry i reszta naszej ekipy?
- Dam ci znać Nate, nie wiem o której będę wracać do Londynu, a muszę jeszcze zajść do Alex’a.
- Spoko. Nie zmieniłem numeru jak by co. Przy okazji, dostałaś się na studia?
- Tak, dostałam się na dietetykę, kryminatologię i pediatrię. Elli tak samo.
- Co wybierzecie? – zapytał brunet.
- Jeszcze nie wiem… Okej, leć do Lucas’a. Powiedz wszystkim, że mają ode mnie buziaki. – przytuliłam do siebie niebieskookiego. Ten zaś następnie w mgnieniu oka znikną z pola mojego widzenia.  Do domu Alex’a zostało nam nie całe pięć kroków. Kiedy doszliśmy do celu, drzwi otworzył nam sam pan domu.
- Cześć Alex. – posłałam mu ciepły uśmiech.
- Hej Mari… i Harry prawda? Dobrze pamiętam… - zaprosił nas do środka.
- Dobrze pamiętasz. – obaj podali sobie dłonie i weszli do przytulnego mieszkania.
- Idźcie do salonu, zrobię coś do picia i zaraz do was przyjdę. – Alex zniknął nam w kuchni. A my posłusznie udaliśmy się do salonu. Ja, jak to ja, u niego w domu czułam się jak u siebie. Więc chwyciłam za pilota i włączyłam TV.
- Aaaaaaaa mój ulubiony serial.  – pisnęłam.
- Nie mówi, że będziesz się ślinić do Damona z TVD. – Alex wszedł do salonu z kubkami ciepłej herbaty.
- Nieeeeee, lecą nowe odcinki „Rizzoli & Isles”, a dawno ich nie oglądałam. – chwyciłam od kiego kubek, który mi podawał.
- Co was do mnie sprowadza, gołąbeczki. – usiadł obok nas na fotelu.
- Po pierwsze chciałam pogadać z Tobą o Elli. Odzywała się do ciebie? – skierowałam swój wzrok z ekranu telewizora w jego brązowe oczy, które kiedyś tak uwielbiałam.
- Mama z tatą dzwonili parę razy i powiedzieli, że z Elli nie jest za dobrze.
- To, to my też wiemy.. – dodał od siebie Harry.
- Wiesz coś więcej… Jeśli tak, proszę pomóż nam. Ja i Zayn mamy lecieć do niej jutro. Nie wiem jak to wpłynie na jej stan zdrowia, jak nas zobaczy.
- Ucieszy się na widok ciebie i Zayn’a. Ona wciąż go kocha. Tylko czy to jest dobry moment, żeby do niej jechać. Mari nie zrozum mnie źle, ale Elli ma teraz chemioterapię, z tego co wiem. To dla niej bardzo ciężki okres. – Alex chwycił moją dłoń.
- Elli zawsze była dla mnie jak siostra, jak ja leżałam w szpitalu to ona mnie nie zostawiła. Pomijając ten fakt, że ja nie uciekłam do Polski. I dla mnie to też nie jest odpowiedni moment. – spojrzałam mu w oczy.
- Co się dzieje? Nie mów, że ty też umierasz… - powiedział przerażonym tonem.
- Nie, ja nie umieram. – zaśmiałam się nerwowo. – Po prostu… Ja i Harry zostaniemy niedługo rodzicami. – Alex wpatrywał się to we mnie i w Harry’ego jak w słup soli.
- Że co proszę… Przepraszam bo chyba źle zrozumiałem… Chcesz mi powiedzieć, że ty… Rozsądna dziewczyna jest w ciąży… Prędzej spodziewałbym się tego po własnej siostrze… Ale nie po tobie. – Alex zrobił wielkie oczy.
- Cicha woda brzegi rwie.. – dodał Harry.
- Właśnie widzę. Ale… jejku zostanę wujkiem… - przytulił nas do siebie.


*Tego samego dnia o 6 PM*
- Spakowałaś wszystko? – zmaterializowała się przede mną moja rodzicielka.
- Tak mamo. Mam wszystko. – uśmiechnęłam się.
- Uważajcie na siebie, dobrze? A ty Mari, oszczędzaj się!!!! Pamiętaj, że nosisz pod swoim sercem dziecko. – tata pogroził palcem.
- Mari ma bardzo dobrą opiekę! Ja i reszta chłopców znakomicie się nią opiekujemy. – zabrał głos Harry, który w rękach trzymają ze dwa kartony z moimi rzeczami.
- Jedziemy dwoma samochodami. – oznajmiłam rzucając dwie torby do samochodu Zayn’a.
- Że co?! – pisnął damskim głosem zielonooki.
- No tak… Ty jedziesz swoim, a ja Zayn’a. Muszę mu go pod dom podstawić. Przecież musiałam tu czymś przyjechać, nie wymyśliłam jeszcze teleportu. – przewróciłam teatralnie oczami.
- A tu masz coś specjalnie dla Zayn’a. – mama podała mi wielką miskę z kurczakiem w miodzie.
- Mamo! – krzyknęłam..
- W kartonach masz jeszcze ze 3 blachy ciasta i pierniczki dla Niall’a.
- A ogórki mi spakowałaś? – wyszczerzyłam swój rządek bialutkich zębów.
- Tak. – mama przytuliła mnie do swojej piersi.
- Mari, wskakuj do auta. – nakazał Harry, którego przytulał mój tata. Pożegnałam się z tatą, mamą i Eric’iem, który właśnie przyszedł do domu.
- Uważaj na siebie siostra. – ucałował mój policzek.
- Wezmę cię kiedyś do siebie od Londynu. Obiecuję. – przytuliłam go raz jeszcze, a następnie wskoczyłam do samochodu.
- Ucałuj od nas rodziców Elli, jak będziesz w Polsce. – krzyknęła mama, na co ja tylko przytaknęłam głową przez szybę.  Po kilkunastu minutach oboje wyjechaliśmy z podjazdu. Za nim na dobre ruszyliśmy w długą podróż, chwyciłam swoją torbę i wyciągnęłam swój telefon. Miałam go właśnie odłożyć pod nałokietnik, kiedy zaczął wibrować w mojej ręce… Spojrzałam na wyświetlacz i myślałam, że wybuchnę śmiechem. Jak myślicie, czyje imię pojawiło się na wyświetlaczu? Zayn’a? Nialler ’a? Dani? Eleanor czy może Lucas’a albo Nate’a?... Dobra nie trzymam was w niepewności… Ledwo co zdążyliśmy wyjechać tylko z podjazdu,  zadzwonił Harry.
- Jakbyś nie mógł ruszyć swojej dupy z samochodu i podejść do mnie… Słucham cię? Czego twa dusza pragnie? – spojrzałam do tyłu.
- Stęskniłem się. – odpowiedział z uśmiechem, na widok którego miękną mi kolana.
- A tak na serio?
- No mówię serio. Kiedy nie ma cię obok mnie, moje serce krwawi.
- To żeśmy sobie pogadali. – przewróciłam oczami, jeszcze raz patrząc na niego.
- Czemu jesteś taka oziębła… Ja do ciebie tak czule, a ty od razu jakiś grymas. I nie wykręcaj się ,że to przez ciążę!
- Sam się zastanów, czemu taka jestem. Powinieneś znać odpowiedź.
- Oj Jezusie, będziesz mi to nadal wypominać?!
- Jeśli będzie trzeba, to czemu nie. – zaśmiałam się.
- No bardzo śmieszne, boki zrywać… ubaw po cyce, ja nie mogę… Już ci lepiej? – zastukał w szybę od strony kierowcy. Przewróciłam oczami, jednak po krótkiej chwili namysłu opuściłam szybę.
– A kazałem ci opuszczać szybę? – skrzywił się i otworzył drzwi. Pociągnął mnie za rękę i teraz obydwoje staliśmy na środku ulicy w płonącym świetle latarni.
- Pamiętaj, że zawsze cie kochałem, kocham i będę kochać.  Jesteś tą jedną jedyną. Wiem, że nie lubisz siebie takiej  jaka jesteś, nie lubisz swoich dołeczków na końcu kręgosłupa , ale ja je uwielbiam są strasznie sexowne, nie lubisz swojego głosu kiedy cię nagrywam i próbuję to odsłuchać, zawsze kasujesz to nagranie. Ale dla mnie jesteś perfekcyjna. – ujął moją twarz w dłonie i pocałował czule.
- Nawet jeśli niedługo będę gruba? – spojrzałam w jego pełne miłości oczy.
- Nawet jeśli będziesz niedługo gruba… -  wtuliłam się w jego ramiona z uśmiechem. Teraz liczyło się to, że jesteśmy razem, i że wspólnie wychowamy nasze dziecko. Nagle ni stąd ni zowąd poczułam krople deszczu na swoim policzku.
- Deszcz pada. – oznajmiłam po chwili ciszy.
- No co ty nie powiesz, naprawdę? – odpowiedział kpiącym tonem. Za co dostał ode mnie kuksańca w ramię. On jednak się uśmiechnął i jeszcze raz złożył na moich ustach namiętny pocałunek. – Właśnie spełniłaś moje kolejne marzenie. – powiedział przez pocałunek.
- Jakie? – wydukałam w przerwie. W końcu odkleił się od moich ust i spojrzał na mnie odsłaniając przy tym swój rząd białych zębów.
- Zawsze marzyłem o pocałunku w deszczu. Dzięki tobie to marzenie się spełniło. – odpowiedział idąc do swojego samochodu.
- Kocham cię!! – krzyknęłam za nim.

______________________________________________________
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to, że tak długo czekaliście na KOLEJNY NUDNY ROZDZIAŁ  :)xx
Więc tak... Swoje ferie spędziłam razem z matematyką -.-'  Dlatego nie mogłam dodać nowego rozdziału.
Następnia tata miał wolne i mnie do niego nie dopuszczał.. A dziś siedzę sama w domu i go dodałam :) W końcu! Czekam teraz na 44 rozdział od Clauds. Nie mam pojęcia co ona tam pisze, ale wiem, że będzie świetnie wszystko napisane. Może zakończy sprawę z Elli i Zayn'em? Kto wie... Ale mam nadzieję, że nie i częściej będzie wpadać pisać rozdziały, w których pojawią się te dwa zakochańce :) KOOOMENTUJCIE, TYLE WAS ODWIEDZA SMH, A TYLKO STALI GOŚCIE KOMENTUJĄ <3333 KOCHAM WAS  ~Camille

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział XLII.


Z perspektywy Harry’ego.
- Co ty tu robisz? – zapytała stojąca w piżamie Mari, która była zaskoczona moją wizytą.
- Jak na razie to stoję. – odpowiedziałem uśmiechając się czule. Ona zaś tylko przewróciła teatralnie oczami i wpuściła mnie do środka. Widzę ją po raz pierwszy od paru tygodni, to wystarczyło abym dostrzegł jak jej ciało diametralnie się zmieniło. Po krępującej nas ciszy w końcu raczyłem się odezwać. Przecież to ja chciałem jej wszystko wyjaśnić, a nie ona mi.
- Możemy porozmawiać? – spojrzałem na nią czule.
- Chodź na górę. – powiedziała wskazując palcem na schody, które prowadzą do jej pokoju. Posłusznie szedłem za nią. Weszliśmy do wielkiego i przestronnego pokoju. Mari podeszła do okna, które wychodziło na ogródek. Przez okno wpadało światło księżyca, które oświetlało delikatne rysy jej twarzy. Cisza… tylko to nas dzieliło. Niezręczna cisza.
- Powiesz coś, czy będziemy tak stali? – odezwała się nadal patrząc przez okno.
- Wiesz po co tu przyjechałem? – zapytałem, siadając na łóżku.
- Nie mam zielonego pojęcia, możesz mnie oświecić? – w końcu spojrzała mi w oczy.
- Wiem, że nie od razu wybaczysz mi moje zachowanie…
- Naprawdę? Jakiś ty domyślny… - przerwała mi.
- Ale mogłabyś mi nie przerywać? – zapytałem podchodząc bliżej.
- Przepraszam… - wyszeptała cicho pod nosem.
- Właśnie… Przepraszam. Chciałem cię przeprosić..
- Przeprosić za..? – dopytywała bardziej szczegółowo.
- Za to, że zachowałem się jak dzieciak i ostatni dupek. Za to, że na ciebie nakrzyczałem kiedy tylko dowiedziałem się o ciąży, za to, że cię osądziłem o zdradę nie mając żadnych dowodów. Mam 18 lat i powinienem już dorosnąć. – chwyciłem ją za rękę, cały czas patrząc w jej lazurowe oczy.
- I.. ? – patrzyła mi w oczy.
- I za to, że cię opuściłem… - widziałem w jej oczach smutek, w tym momencie czułem jak moje oczy napełniają się łzami.
- Właśnie… To bolało najbardziej…- dodała łamiącym się głosem. – Harry! Zostałam z tym sama.. Rozumiesz… SA-MA! – puściła moją rękę. – Myślałeś, że mnie to nie przerosło? Harry, niedługo mam rozpocząć naukę na uczelni i zdobyć zawód, a tym czasem jestem w ciąży. – spojrzała na mnie. – Nie, nie usunę ciąży. Będę wychowywać dziecko i uczyć się jednocześnie. Taki mam plan, ale nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać… Ta cała sytuacja, która jest pomiędzy nami.
- Normalnie… - dodałem pośpiesznie. Mari spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Będziemy ze sobą do końca życia… Zamieszkamy razem i wychowamy razem  NASZE dziecko. Widziałem USG, na którym byłaś z Zayn’em. – odpowiedziałem ciągnąc ją w stronę łóżka. Posadziłem ją sobie na kolanach.
- Przepraszam, czy ja się przesłyszałam, czy ty powiedziałeś „NASZE DZIECKO”? – zapytała zaskoczona. Uśmiechnąłem się i powtórzyłem jeszcze raz.
- Dobrze słyszałaś… wychowamy razem nasze maleństwo.  Nie chciałem w tak młodym wieku zostać ojcem, ale stało się i biorę pełną odpowiedzialność za ciebie i za maleństwo. Tylko proszę, zamieszkaj ze mną. Dajmy sobie szansy. Wybacz mi.. Tylko tego teraz pragnę, moja przyszła pani Styles. – po tych słowach przyłożyłem swoje usta do jej ust.
- Będziesz musiał nieźle się postarać, abym ci wybaczyła. – wycedziła przez pocałunek. Uśmiechnąłem się tylko i nie przestawałem ją całować.  Razem położyliśmy się na łóżko. Wsadziłem swoje ręce pod jej bluzkę i wyczułem delikatną wypukłość na jej płaskim brzuchu. Oderwaliśmy się od siebie i patrzeliśmy sobie teraz w oczy. Delikatnie dotykałem jej brzucha, co chwile poszerzając swój uśmiech.

Z perspektywy Mari.
- Wyglądasz jak psychopata z tym uśmiechem.. – wycedziłam.
- Po prostu się cieszę, że ktoś w końcu przejmie moje zajebiste geny. – skradł mi kolejny pocałunek.
- Jakiś ty skromny… - zeszłam z łóżka, w celu pójścia do kuchni. W końcu musiałam wziąć coś do jedzenia i do picia.
- Ledwo co przyjechałem, a ty mi już uciekasz… - dodał ze smutną miną.
- Idę po coś do jedzenia, a ty idź się wykąp… - dodałam z uśmiechem posyłając mu buziaka. Starałam się schodzić tak cicho ze schodów, żeby nie obudzić Eric’a i rodziców. Całe szczęście udało się. Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Wyciągnęłam z niej świeżo zrobioną sałatkę mamy, przy okazji wstawiając wodę na herbatę.  Nałożyłam dosyć sporą porcję sałaki na duży talerz, zalałam dwa kubki herbaty wrzącą wodą i już miałam wychodzić, kiedy w wejściu pojawiła się postać mojego taty.
- O hej tato, nie zauważyłam cię. – rzuciłam radosnym tonem w jego stronę.
- Jeszcze nie śpisz? – wsadził głowę do lodówki.
- Nie… Jeśli szukasz czegoś do jedzenia, to sałatka mamy jest już gotowa. – uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Mari powinnaś już spać. Przy twoim stanie powinnaś być wypoczęta.  I po co ci dwa kubki herbaty? – spojrzał na mnie tępo.
- Tato…Po 1. To są dopiero początki ciąży a nie koniec, a po 2 Harry przyjechał. Musimy wyjaśnić sobie parę spraw. Od pewnego czasu między nami nie było najlepiej. Nie należeliśmy do idealnej pary..- tata spojrzał na mnie zaciekawiony i najwidoczniej czekał na więcej, ja jednak zrezygnowanym tonem powiedziałam tylko, że to długa historia i, że może kiedyś mu opowiem. Tata także zrezygnowany chwycił za widelca i zajadał się sałatką mamy.
- Dobranoc. – rzekłam całując go w policzek i zniknęłam na schodach. Weszłam do pokoju, talerz postawiłam na stoliku nocnym, to samo zrobiłam z kubkami pełnymi herbaty. Zapukałam do drzwi łazienki.
- Harry… Utopiłeś się?! – zaśmiałam się.
- Nie… -otworzył drzwi i stanął przede mną w samych bokserkach. Moje nogi momentalnie się ugięły, a serce mocniej zaczęło bić.
- Nie śliń się tak na mój widok. – łapiąc mnie w tali, ucałował moje czoło.
- A ty się tak nie podlizuj i jedz sałatkę… - powiedziałam melodyjnym tonem, kładąc się do łóżka.
- Chcesz trochę? – poruszył zabawnie brwiami.
- Nie dziękuję. – chwyciłam swoje okulary z szafki i swoją nową  lekturę.
- Wyglądasz jak kujonka… - wycedził z pełną buzią. Spojrzałam na niego spod okularów. – Ale taka sexowna kujonka. – dodał po chwili zastanowienia. – A tak biorąc to wszystko pod uwagę, co ci powiedział lekarz wtedy na USG, na którym powinienem być z tobą? – zapytał przytulając się do mnie.
- Powiedział, że dziecko rozwija się prawidłowo i jeśli będę miała odpowiednią opiekę to ciąża będzie donoszona, a dziecko urodzi się zdrowe. – powiedziałam spokojnie. – Było mi strasznie przykro, że nie zainteresowałeś się mną i dzieckiem. – dodałam odkładając książkę na bok. – Żadnych telefonów, żadnych sms’ów…Nic.
- Przepraszam, nie wiedziałem co mam myśleć o tym wszystkim. Wiem, że powinienem zadzwonić… Przy okazji mam dla ciebie niespodziankę. – zaczął głaskać mój brzuch. – Dla was mam niespodziankę.- ucałował go, a następnie mnie. – Między nami już okej? Wybaczysz mi?
- Słońce wybaczyć, wybaczę… ale wiedz, że nie zapomnę. Taka już jestem. – uśmiechnęłam się kwaśno, a on splótł  nasze dłonie w jedną całość.
- 23  grudnia mam następną wizytę. Pójdziesz ze mną czy tym razem mam wziąć ze sobą Niall’a? – zapytałam smyrając go po plecach.
- Wypraszam sobie! Nie wypominaj mi już tak tego wszystkiego! Pójdę z tobą i koniec. To jest dzień przed ślubem Liam’a i Dani.. prawda?
- Tak. – dopowiedziałam pochopnie.
- Czego się wtedy dowiemy? – spojrzał przenikliwie w moje oczy.
- Dowiemy się czy to dziewczynka czy chłopiec. – uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Masz jakieś propozycje imion? – w jego oczach można było dostrzec iskrę radości i podniecenia.
- Jeszcze nie…- zaczęłam bawić się jego włosami.  – A ty masz jakieś propozycje? – zapytałam leżącego na moim brzuchu Harry’ego.
- Podoba mi się imię Darcy, zawsze chciałem tak dać na imię dziecku jeśli była by to dziewczynka.
- Nie… jeśli będzie dziewczyna to Hermiona, albo Ginny… Jak chłopiec to albo Ron albo Fred albo Georg. Jeśli będą bliźniaki to Ron i Hermiona, a jak trojaczki to Ron, Hermiona i Ginny… Albo Fred, Ron, Georg i Ginny. – uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Kurwa… Ja ci zabronię oglądać i czytać Harry’ego Potter ‘a. Przeraziłaś mnie w tym momencie.  Ja zostaję przy Darcy.
- Darcy Ellanne Styles…
- Czemu Ellanne? – zapytał tępo Harry.
- Połączenie imienia Elli i imienia Anne, twojej mamy. Moja ma Savannah więc było by trudno połączyć trzy imiona. – zaśmiałam się.
- A chłopiec? – zapytał.
-Już ci mówiłam. Ron albo Fred albo Georg. – usiadł tym razem obok mnie.
- Oszalałaś! Trzy razy nie, dziękujemy! Ja ci mówię, spalę ci wszystkie książki J.K Rowling i podpale wszystkie płyty z Potte’rem.  – zaczął dziwnie wymachiwać rękoma.
- My właśnie poznaliśmy się, chwytając za Potter ‘a i Insygnia śmierci.. Więc one mają wartość sentymentalną. I ani mi się waż ich dotykać! Mówię poważnie Styles, dotkniesz ich, a pożałujesz swojego czynu. – zgromiłam go wzrokiem.
- Jonathan? Charlie? – zmienił temat.
- Obydwa dziwne…- odparł bez zastanowienia. – Może Nathaniel? – dodał po chwili.
- Nathaniel, Nate… ładne, a jakie drugie imię? – dopytałam ziewając.
- Może skończymy jutro? – spojrzał na mnie zatroskany.
- Nie… Na drugie może mieć na imię James… - odpowiedziałam.
- Nathaniel James Styles… Ładnie, podoba mi się. – ucałował moje usta.
- Więc jest Darcy Ellanne i Nathaniel James.. Pięknie!
- A co z Elli? Będzie na ślubie? Odzywa się? – Harry zaczął zamęczać mnie pytaniami.
- Harry…- zaczęłam, a na samą myśl o Elli w oczach zebrały mi się łzy. – Elli umiera, jest ciężko chora. Ja i Zayn… Mamy razem lecieć do Polski w poniedziałek. Zayn ją kocha i chce z nią być, a ja muszę robić za tłumacza i musze wyjaśnić z Elli parę spraw, jeśli będzie na siłach, żeby ze mną porozmawiać. Naprawdę za nią tęsknię. – powiedziałam przytulając się do niego.
- Za mną też tęskniłaś? – zapytał.
- Cholernie! – odpowiedziałam i tym razem to ja go pocałowałam.
- Uwielbiam twoje usta. Uwielbiam ciebie całą.- pocałował mnie tak namiętnie, jak wtedy kiedy wspólnie przeżyliśmy upojną noc na wyspie.
- Nie licz dzisiaj na sex…- odpowiedziałam z triumfalnym uśmiechem na ustach.
- Kurczę…
- Musisz się bardziej postarać. – wtuliłam się w jego ramiona i obydwoje odpłynęliśmy w krainę snu.

__________________________________________________________
Łoooooooooooohohohoh kolejne nudne, flegmatyczne wypociny.
Aż się rzygać chce. Dobra dziewczyny/ chłopcy, pochwalcie się, które/ którzy z Was mają juz ferie?
Bo ja mam i siedzę na dupie w domu z ksiażkaod matmy i sie uczą bno mam zagrożenie...
Clauds właśnie dzisiaj poleciała do UK.. Jest cała zdrowwa, żyje... Nigdzie się nie rozpizgała :)
So... Have a nice sunday!
                                                                                                          Love ~Camille


P.S Napiszcie w komentarzach, kto chce być powiadamiany o nowych rozdziałach. Przez TT, bądź GG :)

My TT : @Cam_Official_xx

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział XLI.


Z perspektywy Mari.
Wjechałam do Wolverhampton.
- Witam w Wolverhampton maluszku.  – powiedziałam cicho pod nosem, wjeżdżając na podjazd. W oknach domu jak zwykle paliło się światło. Znając życie, mama pewnie siedziała w kuchni i gotowała, Eric pewnie grał w FIFE, a tata albo pomagał mamie, albo siedział z piwkiem przed TV. Wzięłam jeden głęboki oddech, chwyciłam swoją torbę i wyszłam z samochodu.  Chwyciłam za klamkę drzwi wejściowych i przekręciłam.
- Niespodzianka! – krzyknęłam wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Ściągnęłam swoje buty i mokry płaszcz.
- Mari?- usłyszałam głos mamy z kuchni.
- Nie. Święty Mikołaj. – zaśmiałam się. Mama wyszła z kuchni i porwała mnie w ramiona. Po mamie, przykleił się do mnie tata.
- Opowiadaj jak było na tych wakacjach. Zdążyłaś złożyć papiery na uczelnie? – mama zaczęła mi zadawać pytania, a tata zawinął swój tyłek z powrotem do pokoju.
- Chodź, opowiesz mi wszystko. – chwyciła mnie za rękę do kuchni. Usiadłam na blacie kuchennym obok zlewu.
- Opowiadaj! Chcę wiedzieć wszystko. – w jej błękitnych oczach, pojawiła się radość, ciekawość i coś jeszcze, ale nie dało się tego zdefiniować.
- Na pewno wszystko? – odpowiedziałam zmieszana.
- Wszyściutko! – uśmiechnęła się, krojąc marchewkę do sałatki.
- Na wakacjach było wspaniale. W sumie to cały czas leżeliśmy w łóżkach, albo na plaży. Liam oświadczył się Danielle, w końcu. – i tu urwałam, przywołując do siebie wspomnienia z tamtej nocy. Liam’a klęczącego w garniturze i Danielle, która śmiała się w niebo głosy z niego. W końcu nie dziwiłam się Danielle, +30o a ten klęczy w czarnym garniturze przed nią. Zabawnie to wyglądało.
- No w końcu! – z zamyśleń wyrwał mnie uradowany głos mamusi.
- Też tak sądzę. – uśmiechnęłam się w jej stronę. Między mną, a mamą po chwili nastała niezręczna cisza. Nigdy tak nie było. Nie wiem czy to mama teraz skupiała się nad tym co  robi, czy coś innego. Dobra, muszę zebrać się w końcu na odwagę i powiedzieć jej, że zostanie babcią. Mogę się tylko domyślać jaka będzie jej reakcja. Ale czas wszystko pokaże. Wzięłam głęboki oddech.
- Co się dzieje? – już miałam w końcu wydusić z siebie zdanie, jednak uprzedziła mnie mama.
- Jakiś wybryk natury czyta mi w myślach! Mamo tak nie można! – stanowczo zaprotestowałam.
- Jestem twoją matką. Wiem kiedy coś się dzieje, wiem kiedy jesteś radosna i szczęśliwa i wiem też kiedy jest ci ciężko i kiedy masz mieszane uczucia. – ucałowała moje czoło. Nawet nie raczyłam jej przerwać. Pozwoliłam aby mówiła dalej. – Skarbie, nosiłam cię pod sercem dziewięć miesięcy, więc wiem już wszystko o tobie. Zawsze starałam się być dla ciebie nie tylko matką, ale też przyjaciółką. – zakończyła. Od zawsze dobrze się z nią dogadywałam.  Rodzice pozwalali mi na wiele różnych rzeczy i cieszyłam się z tego. Zapewne, gdybym nie poznała Elli, jedyną najlepszą przyjaciółką była by wtedy moja mama. Jej mogłam powiedzieć wszystko. Dosłownie. Jako pierwsza wiedziała o moim pierwszym razie. Jako pierwsza w sprawach sercowych to właśnie ona dawała mi wszelkie rady. To ona poszła ze mną na pierwszą wizytę do ginekologa.  To właśnie ona po raz pierwszy kupiła mi „sexowną bieliznę” na wspólne wakacje, które spędziłam z Harry’m.
- Mamuś… - zaczęłam niepewnie. Jednak mama mi nie przerwała. Pozwoliła mi mówić dalej. Była znakomitym słuchaczem. – Wiem, że to co ci teraz powiem strasznie tobą wstrząśnie i pewnie będziesz zawiedziona. Ale nie mogę już dłużej tego w sobie dusić. – tu zrobiłam przerwę i wzięłam głęboki oddech.
- Pewnego dnia ja i Harry popłynęliśmy razem na wyspę. No wiesz, takie love story, szampan, truskawki w czekoladzie i inne różne duperele.  Było przepięknie, towarzyszyła nam atmosfera przepełniona miłością, pożądaniem, zaufaniem i przyjaźnią. Przy Harry’m czuję się naprawdę bezpiecznie. Pamiętasz jak mówiłam ci kiedyś, że jeśli jakiegoś chłopaka obdarzę taką samą miłością jaką darzę Eric’a, ciebie czy tetę czy też Elli…- mama przytaknęła głową. -  To wtedy chłopak będzie najszczęśliwszy na ziemi. Właśnie taką miłością darzę tego gamonia, z którym byłam na wakacjach. Tego dnia na wyspie ponownie się kochaliśmy. Bo przecież już dobrze wiesz, że moje życie sexualne, od kiedy jestem z Harry’m jest bardzo urozmaicone. Więc tego dnia nasze ciała ponownie się złączyły. Owszem było wspaniale, jak za każdym razem z resztą. Następnie wróciliśmy do domu, oczywiście wcześniej bo Elli uciekła nam i postanowiła lecieć do Polski. Ale to jest jeszcze dłuższa historia niż moja. – przystanęłam w tej części i spoglądnęłam na mamę. Słuchała z zaciekawieniem i uśmiechała się. Więc kontynuowałam dalej. – Mieszkaliśmy jakiś czas z Zayn’em, żeby mu smutno nie było i żeby nie zrobił jakiegoś głupstwa. Po paru tygodniach pojechaliśmy do rodziców Harry’ego, w sumie to źle się czułam no i Harry wpadł na taki pomysł, żebym poznała w końcu jego rodziców skoro on zna już moich. Wracając do choroby, z  początku myślałam, że to jakaś jelitówka, albo coś w tym stylu. Niestety wyszło na to, że to nie żadna jelitówka. Wyszło na to, że te wszystkie symptomy, które towarzyszyły mi przez jakiś okres wskazują na… na ciąże. – ciężko przeszło mi to przez gardło. Moje oczy momentalnie zaszły łzami i ledwo co widziałam. Mama w tym momencie rzuciła wszystko co dotychczas robiła. Umyła swoje ręce i chwyciła za moje. Czułam jak osamotniona słona łza spływa po moim policzku.
- Córciu… - zaczęła z uśmiechem, ocierając łzę z mojego policzka swoimi delikatnymi jak jedwab rękami. – Jak byłam w twoim wieku, to zaszłam w ciąże z tobą. Dobrze o tym wiesz. Nie będę cię za to potępiać i prawić ci kazań. Cieszę się, że zostanę babcią. Owszem mogliście uważać. No ale cóż, stało się. Pomożemy ci wychować dziecko, jeśli tylko będziecie tego potrzebować. Na pewno cię nie wydziedziczymy i nie wyrzucimy z domu. – przytuliła mnie do siebie.
- Bałam się tobie o tym powiedzieć, bo nie wiedziałam jaka będzie twoja reakcja. – powiedziałam sięgając do torebki po zdjęcie. – Pierwsze badanie USG. – podałam zdjęcie mamie.
- James! Eric! – zawołała mama, trzymając w swoich rękach zdjęcie. Tata zerwał się na równe nogi i przybiegł do kuchni, a Eric’a było już słychać na schodach.
- Co się stało?- wydusili z siebie obydwoje.
- Mari! – wykrzyczał Eric rzucając się w moje ramiona.
- Cześć młody. – ucałowałam go. – Aleś ty urósł. – zmierzwiłam mu grzywkę.
- Eric, nie skacz na siostrę. – zarządziła mama.
- Czemu? – zapytał zdezorientowany.
- Właśnie czemu?  - podwoił pytanie tata.
- Ponieważ James ty zostaniesz niedługo dziadkiem, a Eric… Ty zostaniesz wujkiem. – powiedziała za mnie mama.
- Mari… - rzekli obydwoje w moją stronę, patrząc w moje oczy.
- Tak, jestem w ciąży. – teraz przez gardło przeszło mi to znacznie lepiej niż za pierwszym razem. Tata przytulił mnie do siebie i ucałował. Eric zaś podbiegł i zaczął dotykać moje brzucha.
- Kiedy się urodzi? Będzie chłopiec czy dziewczynka… - uśmiechnął się słodko.
- Urodzi się za 6/7 miesięcy. Nie wiem czy będzie to chłopiec czy dziewczynka. Dowiem się dopiero 23 grudnia. Wtedy mam następną wizytę. Akurat wypada to przed dzień ślubu Liasia i Danielle. – uśmiechnęłam się.

Z perspektywy Harry’ego.
Zabrałem całą gromadę do nowego domu. Ich twarze były pełne podziwu. Zacząłem ich powoli oprowadzać. Kazałem też wybrać im sobie poszczególne pokoje.
- Stary! Chatę to żeś sobie wyjebał! – krzyknął Niall z podziwem.
- Dzięki. A teraz chodźcie coś wam pokaże. – uśmiechnąłem się i kierowałem się na półpiętro, gdzie mieściła się moja sypialnia i pokój dla dziecka. Otworzyłem drzwi. Cała piątka zaniemówiła z wrażenia.
- To jest pokoik dla dziecka. Podoba wam się? – oznajmiłem.
- Hazz, on jest prześliczny! – wydusiła z siebie Danielle.
- Cudowny! – w oddali usłyszałem głos Eleanor.
- Żeś zaszalał! Ale ja to bym coś tu zmienił.- dodał z kwaśną miną Zayn.
- Spoko, my rozumiemy, że chciałeś zrobić wszystko po swojemu… Ale tu potrzeba jeszcze kobiecej ręki. – poklepała mnie po ramieniu narzeczona Liam’a. - Z resztą skąd wiesz czy będzie to chłopak czy dziewczynka.? - dodał po chwili.
- My się zajmiemy wszystkim. A ty jedź do niej! – ponaglała mnie Eleanor.
- Ale co ja mam jej powiedzieć? – dociekałem.
- Nie wiem. No przeproś na przykład… Albo lepiej nie, bo wy zawsze jak się przepraszacie to kończy się to porządnym sexem. – Nialler oparł się o małe dziecięce łóżeczko.
- Coś w tym złego… Mi się tam podoba. – uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Dziecko jeszcze będzie miało traumę! – wybuchnął śmiechem Lou.
- Oh, zamknij się! – rzuciłem w jego stronę.
- Też cię kocham, dziubasku. – posłał mi buziaka, na co Eleanor zareagowała jak zawsze. Mianowicie przewróciła teatralnie oczami i pytała się gdzie jest jej Mari!
- No to pakuj swoją dupę w samochód i jedź do niej! – nalegał Zayn. – Już nic nie stracisz, a jak ci dobrze pójdzie to jeszcze zyskasz.
- Teraz nie pozostaje mi nic innego jak jechać do Wolverhampton, skoro mamy jeszcze kilka dni wolnego.
- My urządzimy dom. Wiemy co lubisz. – odrzekli chórem.
- Taa… Porno… - rzucił bez zastanowienia blondyn, a reszta wybuchnęła śmiechem, wliczając w to mnie.
- Odezwał się Niall. – dopowiedział Zayn. W tym momencie pożegnałem się ze wszystkimi. Zostawiłem im klucze i kazałem niczego nie puścić z dymem. Nie chcę aby mój dom, po naszym przyjeździe wyglądał jak pobojowisko w filmie „Projekt X”.  Pomachałem im na odchode i wsiadłem do samochodu.  Nie jechałem za wolno, wręcz przeciwnie na liczniku widniało jakieś 150km/h. W pewnym momencie ujrzałem za sobą niebieskie światła policyjne.
- Może nie jadą za mną. – powiedziałem sam do siebie i jechałem dalej. Jednak światła nie zgasły, a radiowóz nie raczył mnie wyprzedzić kiedy zdjąłem lekko nogę z gazu.
- Dobra, może jadą jednak za mną. – zjechałem na pobocze po chwili zastanowienia. To samo uczynił też radiowóz. Widziałem jak policjant wychodzi z samochodu i kieruje się w moja stronę. Jak na porządnego obywatela przystało, opuściłem szybę i zacząłem szukać swoich dokumentów.
- Witam. Starszy sierżant Philips. Poproszę pańskie dokumenty. – powiedział oficjalnym tonem.
- Witam. Harry Styles. Dokumenty będą konieczne? – uśmiechnąłem się kwaśno. Mężczyzna spojrzał na mnie spode łba. Nawet nic nie musiał mówić. Podałem mu wszystkie dokumenty i czekałem. Policjant dokładnie sprawdzał moje dokumenty.
- Gdzie to się pan tak śpieszy? – zapytał po chwili, oddając mi moją własność.
- Do dziewczyny… Mogę jechać?  - rzuciłem w jego stronę.
- Przecież panu nie ucieknie.
- No właśnie chyba wręcz przeciwnie.  – odparłem kwaśno.
- Dobra, proszę chwilę zaczekać. – policjant wrócił do samochodu, wyciągnął zwykłą białą kartkę i powrócił do mojego samochodu.
- Ma pan szczęście, że moja córka pana lubi. Da pan autograf i może pan jechać. – uśmiechnął się do mnie miło. Szybko podpisałem kartkę, którą mi podał, machnąłem podpis i ją oddałem.
- Niech pan jedzie wolniej! – odparł na koniec policjant. Przytaknąłem mu głową i odjechałem. Dalsza droga minęła bez żadnych niespodzianek. Poza tym, że deszcz zaczął padać to już żadna nowość. Dobra tylko co ja mam jej powiedzieć? Na pierwszy ogień muszą iść przeprosiny… Tego jestem pewny. Zachowałem się jak dzieciak. Dosłownie. Dopiero po pewnym czasie przyswoiłem do siebie tą wiadomość … Światła w jej domu jak zwykle się paliły. Zawsze panowała tam miła i rodzinna atmosfera. To dlatego tak dobrze czułem się w jej domu. Złapałem głęboki oddech i zapukałem do drzwi.

_______________________________________________
Tralalalalala....i jest ten kolejny, moje kolejne wypociny *.* tralalalalallalala
Nudny jak flaki z olejem...

                                                                                                       KISSES  ~Camille

niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział XL.


Z perspektywy Harry’ego.
Po drugiej stronie usłyszałem tylko dźwięk zasysanego powietrza.
- Synek… - zaczęła.
- Mamo, nie pytaj mnie jak to się stało, bo co jak co ale ty to powinnaś wiedzieć jak dzieci się robi. –dodałem pośpiesznie.
- Ale mógł byś mi nie przerywać.
- Przepraszam. Mów dalej. Słucham.
- Nie masz wyjścia, musisz wysłuchać tego co mam ci do powiedzenia. Więc… Cieszy mnie to, że będę miała wnuka albo wnuczkę. Ale nie sądziłam, że w tak młodym wieku zostanę babcią, a ty w tak młodym wieku, ojcem. No ale cóż, zdąża się. Nie wiem czy to planowaliście, czy nie, ale stało się. Przyjmij do wiadomości, że musisz teraz dorosnąć i opiekować się nimi. Musisz być odpowiedzialny. – zakończyła.
- Tylko problem w tym, że ja się do niej nie odzywałem przez tą kłótnię kiedy od ciebie wyjechaliśmy. Mari jest w 3 miesiącu, a ja mam tylko badanie USG. To wszystko.
- Zadzwoń, albo jedź do niej. Harry, kochasz ją, prawda?
- Mamo, kocham ją najmocniej na świecie. Jest dla mnie najważniejsza. Ona i dziecko.
Chcę być z nią po ostatnie dni swojego życia. Tylko ona jest tego warta.
- Więc na co czekasz? – rzuciła bez wahania.
- Nie wiem… - odpowiedziałem po chwili namysłu.
- Jedź do niej i pokaż, że chcesz z nią spędzić tą resztę swojego życia, że chcesz wspólnie z nią wychować wasze dziecko.
- Wiedziałem, że mi pomożesz. Jesteś najlepsza. Kocham cię. – rzuciłem w jej stronę.
- W końcu jestem twoją matka. Też cię kocham. – dodała i po chwili się odłączyła. Zebrałem swój tyłek z łóżka i udałem się do łazienki. Spojrzałem w lustro.
- O rzesz kurwa! Teraz już wiem czego Niall się tak wystraszył. – przetarłem swoje oczy. Chwyciłem za telefon i wykręciłem numer do Lou. Postanowiłem zacząć szukać mieszkania.
- Hej Harry. – odezwała się Lou.
- Potrzebuję twojej pomocy. – zacząłem z grubej rury.
- Wal.
- Muszę zacząć szukać mieszkania. Najlepiej dużego i przestronnego. – dodałem pośpiesznie.
- Co cię wzięło na zakup domu? – odpowiedziała zdziwiona.
- Będę ojcem. – odpowiedziałem entuzjastycznie.
- Że co?
- Mari jest w ciąży. Lux będzie miała kuzynkę albo kuzyna.
- Ej to wspaniale! Jak ona się czuje?
- Nie wiem. Nie gadamy ze sobą… Na razie. – skrzywiłem się lekko.
- Harry! Dobra przyjedź do nas dzisiaj. Opowiesz wszystko. Trzymaj się. – i zakończyła rozmowę. Szybko ogarnąłem swoją twarz, przebrałem się i posprzątałem w pokoju. Chwyciłem kluczyki od samochodu i pojechałem do Lou. Ona jak zwykle przywitała mnie z otwartymi ramionami.
- Gratulacje Harry! Będziesz dobrym ojcem. – powiedziała w moja stronę.
- Skąd to wiesz?! – zapytałem, biorąc w tym momencie Lux na ręce.
- Bo widzę jak zajmujesz się Lux i jaką przyjemność ci to sprawia. – uśmiechnęła się ciepło.
- Ale.. Ale nawet nie wiesz jak zareagowałem na wieść o jej ciąży. Byłem wściekły, nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. Nie wiedziałem jak do tego doszło.. Przecież się zabezpieczaliśmy. Chciałem mieć dziecko, chciałem właśnie z nią mieć dziecko, ale nie teraz… Nie w tym wieku, Lou.
- Rozumiem… Ale stało się przez waszą nieuwagę. Wpadliście i nic na to nie poradzisz, jest już po fakcie.
- Mari powiedziała, że usunie ciąże jeśli mi to przeszkadza. – odpowiedziałem łamiącym się głosem.
- A przeszkadza ci to? – zapytała poważniejszym tonem.
- Nie… No może na początku, bo kariera i… no i mamy tylko po 18-naście lat. Ale jak zobaczyłem dzisiaj zdjęcie USG.. To poczułem takie ciepło w swoim środku. Poczułem się tak, jak kiedyś, kiedy zobaczyłem Mari. Kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy.
- Nadal ją kochasz i chcesz z nią być… prawda? – wzięła ode mnie Lux na swoje ręce.
- Chcę razem z nią wychowywać nasze dziecko. Razem we wspólnym domu. To chyba oczywiste, że ją kocham. Ale… - chciałem dopowiedzieć, coś na temat szukania domu ale Lou stwierdziła, że lepiej będzie jeśli mi przerwie.
- Nie ma żadnego „ale”… Znajdź dom, znajdź ją i bądźcie szczęśliwi.
- Znajdę ją! – powiedziałem stanowczo. Lou uśmiechnęła się i spojrzała na Lux.
- Wyjaśnię jej wszystko i powiem co czuję. Lou pomożesz mi z szukaniem domu? – zapytałem bez jakich kolwiek barier. Prosto z mostu.
- Pewnie, że pomogę. Rzucisz mi laptopem? – skierowała wzrok na mnie. Wstałem z krzesła i chwyciłem laptopa z salonu. Lou weszła na stronę z nieruchomościami i razem zaczęliśmy szukać domu. Oczywiście w Londynie.
- Ten jest ładny. – rzekła pokazując mi pierwszy dom. Dom był spory. Miał trzy sypialnie, wielką kuchnie, garaż na dwa samochody, dwie łazienki.
- Za mały. – odpowiedziałem bez wahania.
- Jak to za mały? Harry nie przesadzaj. – skrzywiła się Lou.
- No za mały. Bo jak cały zespół się zleci i zaniemoże.. bo zapiją to co na podłodze będą spać?! Co to, to nie! - odpowiedziałem.
- To ile ma mieć sypialni? – zapytała.
- Czekaj no moja sypialnia i Mari to jedna, pokój dziecka to dwa, Liam i Danielle to trzy, cztery to Niall, pięć to będzie Louis i Eleanor no i szósta to masz Zayn’a i Elli i siódma dodatkowa jakby mamusia przyjechała. – uśmiechnąłem się szczerze w jej stronę.
- Siedem?! Okej, okej… - odpowiedziała i szukaliśmy dalej. Oglądaliśmy dom po domu. Jedne większe, jedne mniejsze. Zeszło nam ze dwie godziny. Jedne były z garażem a drugie zaś bez.
- Lou… - zacząłem.
- Tak? – oderwała wzrok od ekranu laptopa.
- Oświadczę się jej. – rzuciłem.
- Geniusz… Ile nad tym myślałeś?
- Chwilę… znaczy prędzej już o tym też myślałem. – zaalarmowałem.
- Przemyśl to jeszcze dokładnie.
- Ale ja ją kocham! I już postanowiłem. – uśmiechnąłem się.
- Jak chcesz. Szczęścia wam życzę! A przy okazji znalazłam idealny dom. – poruszyła zabawnie brwiami. – Patrz, ma te siedem sypiali co żeś sobie wymarzył, siedem łazienek, jeden wielki salon i przestronną kuchnię, garaż na trzy auta i masz mini siłownie i dodatkowe pomieszczenie do zagospodarowania. Masz też wielki taras i basen. – obróciła w moją stronę ekran laptopa i dokładnie pokazywała gdzie co się znajduje.
- Bierzemy! – odpowiedziałem bez chwili wahania.
- Czekaj zadzwonię do właściciel, może uda się dobić transakcji jeszcze dzisiaj. – powiedziała i wyszła na balkon.

Z perspektywy Mari.
Usiadłam na sofie miedzy Niall’em, a Louis’em, którzy oglądali jakiś film. Eleanor z Danielle, Liam’em i Zayn’em poszli do kuchni.
- Co wy tak sztywno siedzicie? – spojrzałam na obydwu.
- My…
- Nieee…
- Ależ skąd…
- Zdaje ci się. - mówili jeden przez drugiego.
- Niall wiem, że nie umiesz kłamać. – uśmiechnęłam się do niego przeszywając go wzrokiem.
- No dobra powiem! Tylko tak na mnie się już nie patrz. – powiedział i spuścił głowę na dół.
- A więc? – ponaglałam go.
- Kiedy wybierałyście sukienki, Louis postanowił, że pojedziemy do Twojego kochasia i przemówimy mu do rozumu. – mówił szybko i niezrozumiale.. Lecz wyłapałam niektóre słowa.
- Że co zrobiliście!? – gwałtownie wstałam z kanapy i spojrzałam groźnie na obydwu.
- Pojechaliśmy do Harry’ego i  pokazaliśmy mu płytę z badaniem. Nie musisz dziękować. – przytulił mnie do siebie Boo Bear.
- Za nic nie będę dziękować. Nie chcę go do niczego zmuszać Louis. To był jego wybór. Chce szaleć, to niech szaleje. Sama wychowam dziecko. Boże… daj mi cierpliwości bo inaczej was rozwalę. – wyszłam z salonu. Szybkim krokiem weszłam do kuchni. Serce biło mi mocniej niż powinno. Nosiło mnie. Nerwy nosiły mnie po całej kuchni. Myślałam, że coś rozwalę, albo najprościej w życiu się popłaczę. Choć nie… za wiele razy już płakałam w swoim życiu.  Mniej więcej w takim stanie zastała mnie cała czwórka, która siedziała w kuchni.
- Mari.. Co się dzieje? – podeszła do mnie Eleanor.
- Co się dzieje? Nic się nie dzieje! – krzyknęłam.
- Mari, spokojnie. Nie możesz się denerwować. – przytuliła mnie do siebie.
- Jak mam się nie denerwować, skoro Niall i Louis pojechali do Harry’ego dzisiaj kiedy my wybierałyśmy sukienki i pokazali mu płytę USG i niby przemówili mu do rozumu. No proszę cię. Jak ja mam się nie denerwować. Nie chcę go do niczego zobowiązywać! – ukryłam swoją twarz w dłoniach. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli. W końcu postanowiłam pójść do pokoju i spakować swoja torbę. W końcu muszę jechać do rodziców. Cóż miałam jechać do nich z rana, jednak przez komplikacje, które miały przed chwilą miejsce postanowiłam jechać w tej chwili. Do torby wrzucałam wszystkie swoje ciepłe ubrania, kosmetyczkę i szczoteczkę. Zniosłam torbę ze schodów i postawiłam ją w przedpokoju.
- A ty gdzieś się wybierasz? – zmaterializował się przede mną Zayn.
- No przecież mówiłam ci, że muszę jechać do rodziców. – spojrzałam na niego tępo.
- Zawiozę cię! – krzyknął Niall.
- Nie! – stanowczo zaprotestowałam. – Wystarczająco już zrobiłeś. Niall najpierw powiedziałeś mu o ciąży i teraz pojechaliście do niego wymusić na nim Bóg wie co. – naskoczyłam na niego. Niall spuścił głowę i już więcej się nie odezwał. Wszyscy spojrzeli na mnie zszokowani moją reakcją. Wzięłam dwa głębokie oddechy i spojrzałam na Zayn’a.
- Pożyczysz mi auto?
- Hahahahaha… dobry żart. Udał ci się. Widzę, że ci humor dopisuje. – wybuchnął śmiechem.
- To nie żart.- powiedziałam poważniejszym tonem.
- Nie pojedziesz sama. A jak coś ci się stanie?
- Zayn, ciąża nie ogranicza mnie do tego, żebym nie prowadziła samochodu. Nie będziesz wiecznie mi usługiwał.  Nie jestem sparaliżowana tylko w ciąży. – zaczęłam masować swoja głowę.
- Ale jak tylko dojedziesz to zadzwoń. – rzuciła w moja stronę Danielle. Skierowałam swój wzrok na nią. Uśmiechnęłam się.
- Obiecuję. – odpowiedziałam. Zayn wyciągnął kluczyki z kieszeni swojej katany i podał mi je do ręki.
- Bądź ostrożna. Mówię serio. – spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem, a następnie przytulił mnie do siebie.
- Powiedz im o Polsce i o Elli. Proszę… - szepnęłam mu na ucho. W końcu odkleiliśmy się od siebie.
- Wzięłaś zdjęcie USG? – skierowała pytanie w moją stronę Eleanor. Zaś ja przytaknęłam jej tylko głową, chwyciłam torbę i wyszłam.
- Obiecuj, że będziesz dzwonić! – usłyszałam za sobą głos Danielle, która stała w drzwiach wejściowych.
- Obiecuję. – odkrzyknęłam, uśmiechając się w jej stronę.  Wsiadłam za kierownicę i odpaliłam auto i odjechałam spod domu Zayn’a. Widoczność na drodze niestety była ograniczona, gdyż na zewnątrz padało. Krople deszczu stukały o przednią szybę i dach samochodu. W mojej głowie kłębiło się milion myśli na sekundę. Co chwilę mijał mnie jakiś samochód, a przecież wcale tak wolno nie jechałam. Przetarłam delikatnie jedną ręką swoje zmęczone oczy i dalej gapiłam się w ciemną przestrzeń, którą oświetlały reflektory samochodu. Co teraz będzie? Po jaką cholerę oni do niego pojechali?! I, że niby co? Niby zadzwoni ot tak po prostu do mnie i powie, że przeprasza, że chcę wychować to dziecko i chce ze mną być… A może przyjdzie na kolanach z bukietem kwiatów i się oświadczy… Boże chyba zaczynam już wariować. Ślub? W naszym wieku… Wolne żarty, przecież On chce się jeszcze pobawić. Wygląda na to, że będę wychowywać dziecko i w dodatku będę jeszcze studiować. Ambitna to ja jestem. Przez prawie pół drogi jechałam bez włączonego radia, zmieniło się to zaraz po tym jak skończyłam rozmyślać o wszystkim.

Z perspektywy Zayn’a.
Odjechała. Najzwyczajniej w świecie wyszła spakowana z tego domu. Mari jest kolejną osobą, która odgrywała ważną rolę w moim życiu i która odeszła z tego domu. Okej, może nie odeszła, bo mam w sobie płomyk nadziei, że wróci jak najprędzej. Próbowałem ją zatrzymać, ale się nie udało. Jest uparta prawie tak samo jak Style’s. Dobrali się.
- A ty co miałeś nam powiedzieć o Polsce? – wyrwał mnie z zamyśleń głos Liam’a. Spojrzałem na niego i wziąłem głęboki oddech.
- Ja i Mari mamy jechać razem do Polski. – powiedziałem do wszystkich.
- Po kiego? – poczułem na sobie wzrok Niall’a.
- Elli jest chora. – powiedziałem załamanym głosem.
- Rozwiń swoją wypowiedź… - rzuciła w moją stronę Danielle.
- Elli umiera. Jest ciężko, ciężko chora. – powiedziałem siadając na kanapie. Wszyscy spojrzeli z niedowierzaniem na mnie.
- C-c-co?!- wydukał z siebie Boo Bear.
- Żartujesz… - Niall spojrzał z niedowierzaniem.
- Czy w tym momencie wyglądam jakbym żartował?  – wziąłem kolejny głęboki oddech.
- Kiedy macie jechać? – odezwała się Danielle.
- W poniedziałek. – odpowiedziałem bez wahania.
- Mamy teraz wolne, żadnych prób, żadnych wywiadów, żadnych koncertów i ważnych spotkań. Dobrze robisz, że do niej lecisz. – poklepał mnie po ramieniu Liam.
- Ale jak  ty się kurwa w Polsce dogadasz…- Niall wybuchnął śmiechem.
- Normalnie. Ja nie muszę mówić. Mari zna polski, a z Elli będę gadać normalnie. W końcu ona zna angielski.
- Dasz radę. – uśmiechnął się w moją stronę Louis.
- Dzwoń, pisz itp. Pamiętaj jesteśmy jedną wielką rodziną. – wszyscy zamknęliśmy się w „rodzinnym” uścisku.
- Ekhem… Przepraszam, że przerywam wam tak uroczą chwilę, ale czy ktoś powie mi gdzie znajdę przyszłą matkę swojego dziecka? – odwróciliśmy się w stronę Styles’a, który właśnie wparował niczym huragan z rozwianymi włosami do przedpokoju.
- Styles, ty żyjesz! – krzyknęła Danielle.
- Taa.. – odpowiedział i przytulił ją do siebie. – Więc.. Ktoś mi odpowie na zadane wcześniej pytanie?
- W drodze do Wolverhampton. – odpowiedział bez wahania Liam.
- Pojechała powiedzieć rodzicom o ciąży. – odezwała się Eleanor, która stała obok Louis’a i Niall’a.
- Chciałem ją gdzieś zabrać. – oznajmił radosnym tonem.
- Ostatnio jak ją gdzieś zabrałeś, to skończyło się to waszą kłótnią. Więc nie sądzę, aby to był dobry pomysł. – odrzekł Lou.
- Dom kupiłem! Do niego chciałem ją zagrać. – przewrócił teatralnie oczyma.
- Stary, to świetnie… A gdzie? – przytuliłem się do loczka.
- Zayn, będę mieszkać od ciebie jakieś 4 domy dalej. – zaśmiał się.
- Jeszcze lepiej! – usłyszałem radosne okrzyki Nialler ’a.
- Chcę się też oświadczyć.
- Hahahahahahahahahahahahahahahahaha…… - wszyscy wybuchli śmiechem, prócz Danielle i Eleanor. One jako jedyne stwierdziły, że to dobry pomysł.
- Stary, po tym co żeś jej odwalił, nie wiadomo nawet czy ona z tobą zamieszka, a co dopiero wyjdzie za ciebie. – rzucił ze śmiechem Louis.
- Przy okazji, chciałem przeprosić was wszystkich za moje zachowanie. Faktycznie zachowywałem się dziecinnie. Powinienem być przy was i przy Mari od początku kiedy dowiedziałem się o ciąży. Dopiero teraz to do mnie dotarło, że zostanę ojcem, i że cieszę się z tego. Ktoś w końcu musi przejąć te szlacheckie geny.  – powiedział w naszą stronę, Harry.
- Teraz tylko powiedz to swojej przyszłej żonie…. -  oznajmiłem.

________________________________________________________
Może niezbyt to stylistycznie, może i są błędy... ale czy którejś z WAS to przeszkadza?
Dobra czasami te błędy są aż rażące, ale staram się je poprawiać... :)
Jak Wam minęły święta? Co znaleźliście pod choinką? xx
Ja coś czuję, że z +10 do wagi mi przybyło. ^^
Video Diary? Hmm nie wiem kiedy powrócą, jak wiecie nie ma z nami już Clauds.
Ale może namówię ja do nakręcenia 4...tak chyba 4 Video Diary (o ile się nie mylę)
JUTRO SYLWESTER MOI DRODZY!
~SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, NIE SCHLEJCIE SIĘ ZA BARDZO!!! xxx

                                                                                                lots of love ~Camille

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział XXXIX.


Z perspektywy Zayn’a.
- Do jakiej galerii po sukienki idziecie?- zapytałem.
- Nie wiem, Dani ma po mnie przyjechać. – odpowiedziała patrząc w moje oczy.
- Ale jak to? Przecież ja z wami jadę. – dodałem z uśmiechem.
- Serio?! Ty z nami chcesz sukienki wybierać? – ledwo opanowała się od wybuchu śmiechem.
- No tak. Nie zostawię cię samej. – chwyciłem jej rękę.
- Nie będę sama. – uśmiechnęła się słodko. – Będę z Danielle i Eleanor. – dodała po chwili.
- I ze mną! Więc dzwoń do Dani i pytaj się o której i gdzie się spotykamy. – podałem jej swój telefon. Dziewczyna szybko znalazła numer do Dani i w ułamku sekundy już prowadziła z nią rozmowę, a ja dokończyłem swój obiad i myślałem o Polsce, o Elli. Z zamyślenia wyrwał mnie głos M.
- O 13 mamy się spotkać wszyscy u Ciebie w domu. – odpowiedziała, a ja spojrzałem na zegarek.
- Jest 12. Zwijamy się, bo nie zdążymy. – obydwoje wstaliśmy od stołu. – Hej M… - zacząłem.
- Co jest? – spojrzała w moją stronę.
- Umiesz mówić po polsku?
- No coś tam umiem. W każdym razie  dogadam się. A co?
- Musisz mnie nauczyć! – spojrzałem na nią, a ona wybuchła śmiechem. – No co!?
- Zayn… Ty nic nie będziesz musiał mówić. – dodała spokojnym tonem.
- Ale jak to? To jak ja się będę porozumiewać w szpitalu? –zapytałem zdziwiony.
- Normalnie, przecież Elli umie mówić po angielsku. Więc będziecie rozmawiać normalnie. – powiedziała wsiadając do samochodu.
- No okej. – powiedziałem i już siedziałem za kierownicą. Nie minęło kilka minut, a my już byliśmy pod domem.
- Maaaaaariiii!- krzyknął Nialler, który stał przed drzwiami wejściowymi.
- A na mój widok to już się nie cieszysz?!- powiedziałem z oburzeniem w jego stronę.
- Zaaaayyyyyynn! Miłości moja! – porwał mnie w objęcia.
- Dobra, wejdźmy do domu. Pokaże ci coś. – Mari uśmiechnęła się do blondyna.
- Macie zdjęcia?! – zapytał, a w jego oczach można było dostrzec iskierki radości.
- Mamy też całe badanie w 3D na płycie. – dodałem.
- No to na co my jeszcze czekamy, chcę zobaczyć tą mordeczkę. – wszyscy weszliśmy do domu i usiedliśmy na sofie. Zniosłem z naszego pokoju laptopa i podłączyłem go do wielkiego telewizora. Następnie włożyłem płytę, a Mari pokazywała Niall’owi zdjęcia.
-Ta  mała fasolka to dziecko? – zapytał spoglądając to na Mari to na mnie.
- Tak. – przytaknęła głową blondynka.
- Dobra oglądamy! – powiedziałem, siadając obok Mari, którą następnie przyciągnąłem do siebie. Oparła swoją głowę o moją klatkę piersiową i we trójkę oglądaliśmy badanie na płycie. W połowie, ktoś zadzwonił do drzwi. Mari zerwała się na równe nogi i podbiegła do nich.
- Hej mamuśka. –usłyszeliśmy głos dziewczyn.
- Hej, wejdźcie na chwilę, Zayn i Niall oglądają jeszcze badanie. – odpowiedziała. Cała gromada: Louis, Liam, Danielle i Eleanor  usiedli na kanapie obok i podziwiali widok maleńkiej fasolki. A Mari stanęła obok. Spojrzałem na nią. Uśmiechała się i dotykała swojego brzuszka. Mam pod swoim dachem wspaniałą osobę, którą muszę się zająć, ale też nie zapominam o Elli. Myślę o niej codziennie, w każdej sekundzie i minucie swojego życia. Chwyciłem Mari za rękę, splotłem nasze dłonie w jedną całość. Gdy w pewnym momencie poczułem na sobie wzrok Liam’a i Louis’a puściłem jej rękę. Ona sama zaś zniknęła gdzieś w kuchni.
- Coś czuję, że to dziecko będzie śliczne, urocze i kochane. – rzucił Liam, gdy badanie USG w 3D się skończyło.
- Tak! Pewnie będzie miało wielkie błękitne oczy jak Mari, kręcone ciemne włosy jak Harry i tak samo uroczy uśmiech jak jego tatuś. – powiedział Louis.
- Bitch please! To dziecko będzie tak śliczne, że to będzie karalne! Zobaczycie ja wam to mówię. – odezwał się Niall.
- Idę do Mari. – powiedziała Eleanor.

Z perspektywy Mari.
Nalewałam soku pomarańczowego do szklanek, kiedy obok mnie stanęła Eleanor.
- Świetnie wyglądasz mamuśka. – uśmiechnęła się.
- Dzięki, to dlatego, że mam taką dobrą opiekę. – odwzajemniłam uśmiech.
- Właśnie widzę. Zayn lata gdzie popadnie, Niall jest szczęśliwy, że zostanie wujkiem. A Louis to już całkiem zwariował, mówi, że będzie je rozpieszczać, bawić i zabierać wszędzie. – zaczęła się śmiać.
- A Liam chce wybierać imię. – powiedziała Danielle, która weszła do kuchni.
- Powariowali. – usiadłam na blacie kuchennym.
- Pokaż brzuszek! – powiedziały obydwie chórem. Podniosłam delikatnie swój sweter i bluzkę do góry. Dziewczyny już widziały pierwsze oznaki ciąży.
- Jak urósł! Jejciu… A był niedawno taki płaski. – powiedziała Eleanor.
- Kiedy dowiesz czy to chłopak czy dziewczynka? – przytuliła mnie do siebie Dani.
- 23 grudnia mam następną wizytę, będzie to wtedy jakiś 13/14 tydzień czyli początek 4 miesiąca. – uśmiechnęłam się.
- To będzie dzień przed naszym ślubem! – skojarzyła farty Danielle. – Powiesz nam 23 grudnia co będziesz miała?. – dodała spoglądając na mnie z iskierkami radości w oczach.
- Nie! Powiem wam dopiero w dniu ślubu. – zaśmiałam się. – Taki mały prezencik.
- Chodźmy dziewczyny, trzeba szykować się. Trzeba wybrać sukienki i suknie dla ciebie Dani. – powiedziała Eleanor i przytuliła nas obydwie. Wszystkie trzy wyszłyśmy w grupowym uścisku. Ja po środku, po mojej prawej Eleanor, a po lewej Danielle.
- Słodko razem wyglądacie. – spojrzał na nas Niall.
- Zbieraj tyłek Zayn, jeśli chcesz jechać z nami po sukienki. – powiedziałam w jego stronę, chwytając swoją kurtkę.
- Już lecę kochanie. – podbiegł do mnie, łapiąc mnie w pasie.
- To my poczekamy w samochodzie. – odezwała się Dani i spojrzała na nas z uśmiechem.
- Zawsze się będziecie tak zachowywać? – rzucił Niall z salonu.
- Ale jak? – odezwał się Zayn.
- No tak jakbyście byli w sobie zakochani. – odparł bez chwili namysłu Louis.
- Nie jesteśmy w sobie zakochani! – powiedzieliśmy równocześnie.
- Nie wcale! „Już lecę kochanie.” „Tak kochanie.”, „ Jak się czujesz kotenieńku”. Sram tęczą, rzygam brzoskwiniami. – spojrzał na mnie Niall.
- Oj przestań, a my do siebie jak się odzywamy? Też mówię do ciebie kochanie, kaczuszko, złotko. I nie jesteśmy w sobie zakochani. – odpowiedziałam.
- Ale nie całujemy się w usta. A pro po brzoskwini, głodny jestem. – wstał i chciał iść do kuchni, ale chwyciłam go za nadgarstek.
- Boże, raz mnie pocałował, a ty robisz z tego wielką aferę.- przewróciłam teatralnie oczami.
- Mari, czy ty nadal czujesz coś do Harry’ego? – spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Kocham go jak nie wiem co. Jest dla mnie najważniejszy, chcę aby miedzy nami było jak najlepiej, ale jednak los chciał inaczej i postanowił nas rozdzielić. Ale kochałam go, kocham go i będę kochać. A Zayn kocha Elli. – poczochrałam jego włosy, zaś ten przytulił mnie do siebie.
- Dobra, jedźcie już. Bo reszta się chyba nie pokoi. – wypuścił mnie ze swoich objęć. Wyszłam na ganek. Zayn już czekał na mnie w samochodzie.
- Wskakuj. – powiedział z uśmiechem. W przeciągu kilku sekund już siedziałam obok swojego przyjaciela i „tatusia” swojego dziecka. Jechaliśmy za samochodem Danielle. W pewnym momencie wszystkie auta zaparkowały. Wyszliśmy z samochodów i stanęliśmy w kółeczku.
- Ty, Panie Młody… Pan nie może widzieć sukni Panny Młodej, bo to przynosi pecha…Ponoć. – zaczął Louis.
- Zabobony. – odpowiedział.
- Żadne zabobony! My jedziemy sobie do… w sumie to nie wiem gdzie, ale gdzieś pojedziemy. – uśmiechnął się w stronę Liam’a, Louis.
- Tak, a my pójdziemy wybrać te sukienki. – powiedziała Eleanor.
- A potem możemy zawieźć wszystkie sukienki do domu Zayn’a. – zaproponowałam, spoglądając na mulata.
- Nie do domu Zayn’a, tylko do NASZEGO domu mała. – powiedział, obejmując mnie ramieniem. Przy nim naprawdę czułam się bezpiecznie. Przy wszystkich tych gamoniach tak się czułam. Dziewczyny są strasznie podekscytowane, całą tą ciążą jak i ślubem. Są naprawdę opiekuńcze. Szkoda tylko, że Harry nie raczył się odezwać. Nawet nie interesuje go  nasze dziecko. Nie będę się nad nim rozczulać. On spierdolił sprawę. Pigułki antykoncepcyjne nie zawsze działają, powinien o tym wiedzieć i wziąć dodatkowe zabezpieczenie. Ale nie bo po co? Przecież nic się nie stanie, nie raz kochaliśmy się bez zabezpieczenia. No i co? I masz ci los. Dobra, dobra… STOP! Teraz trzeba powiedzieć o tym rodzicom. Jak ja im to powiem? Rzucę zdjęciami na stół, czy co? Może powiem wprost, od razu jak wejdę do domu „ Hej kochani, strasznie za wami tęskniłam, wakacje były cudowne. Nie jestem już z Harry’m, ale jestem z nim w 3 miesiącu ciąży. Cieszycie się?”. Tak, już sobie wyobrażam ich minę i  kazanie. „Jak to w ciąży?! Nie wiecie co to zabezpieczenia. Mari, przecież brałaś pigułki.”. Haa właśnie.. Brałam, ale dziwnym trafem się skończyły, a do lekarza nie było mi po drodze. Boże, daj mi cierpliwości… bo jak dasz mi siłę to wszystko rozpierdolę.
- Idziemy! – popchnął mnie lekko Zayn.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem. Wszyscy weszliśmy do galerii. Danielle pociągnęła nas do pierwszego, a zarazem najlepszego butiku z sukniami dla druhen i Panny Młodej.
- Przymierzamy wszystkie! – uśmiechnęła się w naszą stronę.
- Boże w co ja się wpakowałem… - Zayn spojrzał w sufit.
- Dzień dobry. W czymś pomóc? – zapytała nas ekspedientka.
- Tak. Ta oto piękna przyszła Panna Młoda szuka dla siebie sukni ślubnej. – wskazałam na Danielle.
- I sukien dla druhen. – przytaknęła głową.
- Proszę za mną. – wszystkie trzy i Zayn poszliśmy za ekspedientką. – Jakiej sukienki szukają państwo? – zapytała.
- Jeszcze nie wiem. – odpowiedziała Dani.
- W jakich kolorach macie wystrój sali? – odwróciła się ekspedientka w stronę Danielle.
- Biało- kremowy. – odpowiedziała bez chwili namysłu.
- Jak mniemam, Pani będzie miała białą suknię. A druhny kremowe? Jestem też tego pewna, że drużby Pana Młodego, będą mieli zwykłe czarne smokingi z białą koszulą i kremowym krawatem. – uśmiechnęła się do nas przyjaźnie.
- Tak, dokładnie tak! Jest pani genialna. – odwróciła się Dani w naszą stronę.
- Mówcie mi Amy. Będzie łatwiej. – zaproponowała. - Zaczniemy może od sukni dla druhen. – dodałam po chwili.
- Jakie rozmiary? I ile ma pani druhen? – zwróciła się do Danielle, Amy.
- Eleanor, Sarah, Mari, Elli…. – zaczęła wymieniać na palcach prawej dłoni.
- A więc 4. Okej.  Jakie rozmiary? – Amy zaczęła przechodzić powoli do rzeczy.
- I tu się zaczyna problem. Bo widzisz Amy, ta oto blondwłosa piękność, jedna z moich druhen zostanie niedługo mamą. – przytuliła mnie do siebie Danielle.
- Gratulacje! – podała mi dłoń Amy.
- Dziękuję. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- I potrzebna jest sukienka uniwersalna. Taka w którą zmieszczą się wszystkie, jak i ta mamuśka z brzuchem.
- Krótka? Długa? Na ramiączkach? Bez? – dostała słowotoku.
- Krótka. Bez ramiączek. – dodała Eleanor.
- Ja tu wam w ogóle nie potrzebny jestem! – spojrzał na nas Zayn.
- Nie przesadzaj. – zgromiłam go wzrokiem. – Usiądź sobie, a my pójdziemy przymierzyć sukienki. – dodałam.
- Macie mi się w nich pokazać! – powiedział poważnym tonem i pogroził palcem. Amy podała nam wszystkie sukienki w kolorze kremowym, krótkie bez ramiączek w uniwersalnym rozmiarze. Razem z Eleanor od razu poszłyśmy do przebieralni.
- Zajebiste są te sukienki. – powiedziała Eleanor w moją stronę.
- Wygodne, ale jakiś taki mdły ten kolor. – powiedziałam.
- Zgadzam się. Dobra chodź wyjdziemy. – Eleanor chwyciła mnie za rękę i na 3, obydwie wyszłyśmy z przebieralni.
- Nie podoba mi się. – powiedziała Danielle z Zayn’em.
- Mdły kolor. – dodał mulat.
- Dziwny krój. Stanowczo nie! Moje druhny mają wyglądać tak samo dobrze jak ja. – uśmiechnęła się Dan. – Zmykajcie z powrotem! – wygoniła nas. Przymierzyłyśmy kolejne, ale nie bo za mdły kolor, to za dziwny krój, nie tak leżało wszystko, zbyt wyzywające, „jak zakonnica”. Spędziłyśmy już dobre 2 godziny w tym sklepie, na samym przymierzaniu sukienek dla druhen.
- Nie ta też nie. – powiedziała Dan, kiedy wyszłyśmy już w sukience numer 23.
- Dziwkarsko wyglądacie. – obczajał nas z góry na dół Zayn.
- Goń się! – powiedziałam chórem z Eleanor.
- Jeszcze jedna sukienka wam została… Zmykać! – poganiała Danielle.
- Boże, ta nie bo coś tam, ta też nie bo nie taka. Ja pierdolę! – złapałam się za głowę.
- Mari, to już ostatnia, jak ta im się nie spodoba to ich chyba zabiję. Wiem! Pójdziemy nago. – zaśmiała się Elka. Założyłyśmy prostą, kremową sukienkę. Ta była ostatnia. Była dopasowana do mojej figury jak i do figury Eleanor.
- Idealna! – przeglądała się w lustrze Elka. – Patrz, brzuszek już będzie widać. – zaczęła głaskać mój brzuch. – Twoja mamusia, strasznie seksownie wygląda w tej sukience.
- Dobra, chodź. Bo już nie wytrzymam. – Wyszłyśmy pośpiesznie z przebieralni. Gdy stanęliśmy przed Zayn’em, Danielle i Amy, wszyscy zaniemówili. Oczy o mało co nie wyszły im z orbit.
- O rzesz kurwa! – Zayn podniósł swój tyłek z kanapy.
- Nooooooo.. – dodała Amy z Dani, chórem.
- Idealna. Bierzecie! – powiedział Zayn, który zaczął przyglądać się sukience, która na moim ciele jak i na ciele Eleanor leżała wręcz doskonale. – Krótka.. bardzo krótka, miało być bez ramiączek, ale i tak jest dobrze.… Sam sex!  O i patrz, brzuszek już ci widać w tej sukience. – w tym momencie jego ręka spoczęła na moim brzuchu.
- 4 takie sukienki poproszę. – powiedziała Danielle w stronę Amy.
- 400 £ za wszystkie. Ta sukienka, nie wszystkim pasuje. Wiele osób ją przymierzało, ale na nikim nie leżała tak idealnie jak na was. – uśmiechnęła się w naszą stronę.
- Teraz czas na ciebie Dani! – powiedziałam w jej stronę.
- Ale zaczekaj, musimy się przebrać. – Eleanor, pociągnęła mnie za sobą do garderoby. – Co Zayn tak się dziwnie zachowuje? – zapytała, zakładając spodnie.
- Brakuje mu Elli i tyle. – powiedziałam.
- „Mari kochanie”… Ciekawe. – zaśmiała się.
- A do reszty to niby jak ja mówię? – próbowałam dopiąć swój guzik od spodni. – No nie dam rady! – rzekłam zrezygnowana.
- Czego nie dasz rady…?
- Dopiąć się. –odsłoniłam swój brzuch. – Maleństwo, ty tak szybko nie rośnij! – powiedziałam do brzucha ze śmiechem. W ten rozległo się głośne pukanie do drzwi. Danielle! Pomyślałyśmy, wymieniając ze sobą spojrzenia.
- Wyłaźcie, teraz moja kolej! – razem z Eleanor otworzyłyśmy jej drzwi.
- I po co ta agresja? – zaśmiała się Elka.
- Sio słoneczka, teraz moja kolej.
- Tak jest, wasza wysokość. – pokłoniłyśmy się jej. Obydwie usiadłyśmy obok Zayn’a i czekaliśmy, aż Danielle pokaże się w sukience numer  1. Kiedy wyszła z garderoby, byliśmy olśnieni jej wyglądem. Wyglądała przepięknie.
- Moim zdaniem nie. – powiedział mulat. – Nie żeby coś, ale za bardzo krzykliwa.
- A wy dziewczyny co sądzicie? – spojrzała na nas.
- Mi się podoba..- powiedziałam.
- Mi też. – zawtórowała mi Eleanor.
- Ale mi nie! Uwierzcie, za dużo świecidełek. Dawaj 2! – nakazał mulat, a Danielle posłusznie wróciła się przebrać. Sukienka numer 2 była tak samo idealna co sukienka numer 1, z resztą co tu dużo mówić… Ładnemu we wszystkim ładnie. Jednak coś nam w niej nie pasowało. Nie miała tyle świecidełek co 1, ale to nie jest to.
- Kolor! Nie kremowy, ani bezowy! Oszalałaś?! Ma być BIAŁA! BIA-ŁA. – i znów głos zabrał Zayn.
- Siedź cicho. Niech dziewczyny coś powiedzą. – zgromiła go wzrokiem Dani.
- Ładna, ale nie ten kolor. – powiedziała Eleanor równo ze mną.
- To pokaże wam 3. – i wróciła ponownie się przebrać. Trzecie sukienka, była za bardzo bufiasta. Czwarta zbyt obcisła, udusiła by się w niej….. Dani przymierzyła chyba już z 49 sukienek i żadna nie sprostała jej oczekiwaniom i naszym oczekiwaniom. W końcu odezwała się Amy.
- Mamy jeszcze jedną sukienkę, powinna się pani spodobać. Będzie leżeć idealnie. – zwróciła się do Danielle.
- Okej, ale to już ostatnia. – powiedziała, ziewając ze zmęczenia. Amy szybko zniknęła w magazynie. Po kilkunastu minutach zmaterializowała się przed nami ponownie z sukienką w rękach.
- Przymierz. – nakazała. Dani od razu zniknęła w garderobie. Czekaliśmy na nią, hmmm… może z 20 minut. W końcu wyszła. Ubrana w śnieżno-białą sukienkę, która idealnie podkreślała jej talię, a delikatna koronka z diamencikami dodawała jej lekkości i niewinności.
- Idealna! – powiedziała Dani.
- Żebyś wiedziała! – odezwała się Elka, a ja z Zayn’em, nie mogłam się na nią napatrzeć.
- Taką sobie wymarzyłam, dokładnie taką! – po policzku Danielle popłynęły łzy. Cała nasza 3 zebrała się wokół niej i ją przytuliła.
- Biorę ją.
- Bierz ją! – krzyknęliśmy.

W miedzy czasie z perspektywy Louis’a.
Siedzieliśmy w domu Zayn’a przed telewizorem oglądając non stop badanie USG dziecka.
- Zbieramy się. – powiedziałem. Niall z Liam’em spojrzeli na mnie dziwacznie.
- Gdzie? – zapytał się blondyn.
- Jedziemy do Styles’a. Pokażemy mu USG. Niech zrozumie i niech w końcu zaakceptuje to, że zostanie ojcem! – podniosłem ton swojej wypowiedzi.
- Stary, ale po co ta agresja?! Unosisz się nie potrzebie. – rzucił w moja stronę Liam.
- Sorry, no ale ktoś musi mu przemówić do rozumu! – rzuciłem w Niall’a poduszką.
- Anne wie? – zapytał się Liam, Nialler ’a. Ten zaś pokiwał przecząco głową.
- Rodzice Mari też nie wiedzą, ale chce do nich jechać jutro rano, albo i nawet dzisiaj wieczorem i powiedzieć o ciąży. Mam jechać z nią. – oznajmił wszystkim.
- Jedyna, która dorosła do tego by zostać matką. Rozsądna dziewczyna. – powiedział Liam.
- Wzięła na siebie taką odpowiedzialność. Podziwiam ją. Ej, ale my jej pomożemy wychować to dziecko nie? – zapytał blondyn, błądząc po twarzy Liam’a i mojej.
- No pewnie! Jesteśmy rodziną! – uśmiechnąłem się.
- Boże, dziecko od małego będzie miało już zrytą banie. Współczuję jej albo jemu. – zaśmiał się Liam.
- Nie przesadzaj Daddy! – rzuciłem w niego poduszką. – Zbierać się! Jedziemy do Harry’ego! Niall weź tą płytę! Nawet jeśli nie będzie chciał oglądać, to go zmusimy! – powiedziałem poważnym tonem.
 Wyszliśmy wszyscy z domu i samochodem Niall’a kierowaliśmy się w stronę  domu Harry’ego. Ledwo co zdążyliśmy zaparkować, ja już wyskoczyłem z samochodu z płyta w ręku.
- Ale nie popierdalaj tak! Czekaj na nas! – krzyknął Niall.
- Sorry! – przystanąłem żeby na nich zaczekać. Po kilkunastu minutach staliśmy przed drzwiami Harry’ego.  Liam podniósł rękę, aby zapukać.
- Ni chuja! Nawet nie próbuj! Do niego się po prostu wchodzi. – Nialler zatrzymał jego rękę w powietrzu.
- Niall ma rację… - poparłem go i chwyciłem za klamkę. Już wtedy, kiedy staliśmy w drzwiach uderzyła nas silna woń alkoholu.
- Fuuu, ale jebie… - zatkał nos blondyn.
- Ogranicz się z przeklinaniem. – zgromił go wzrokiem Liam. Zaczęliśmy się rozglądać po całym mieszkaniu . Nigdzie nie było po nim śladu. Ani w kuchni, ani w łazience, ani w salonie… Pozostała tylko sypialnia.
- Styles! Wyłaź! Wiemy, że tu jesteś… - krzyknąłem.
- Kurwa! W coś wdepnąłem! – krzyknął Niall.
- Ta, zapewne w rozbitą whisky. – zaśmiał się Liam. Nialler usiadł na kanapie i ściągnął przemoczone alkoholem skarpety.
- Styles! Wylizujesz moje skarpety! – wparował do niego do pokoju blondyn. – O kurwa, jak ty wyglądasz?! – pisnął damskim głosikiem z przerażenia.
-  Budzicie mnie w środku nocy, to jak mam kurwa wyglądać?! Jak królowa Elżbieta na ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich? – prychnął.
- Żaden środek nocy, jest 15 godzina gamoniu! – odrzekł Liam.
- Poza tym mamy coś dla ciebie. – uśmiechnąłem się w jego stronę, rzucając w niego płytą.
- Co to? – zapytał zdziwiony.
- A jak myślisz?
- No nie wiem… - powiedział bez żadnych emocji.
- Dziecko. – rzucił w jego stronę Liam.
- Oglądnij i przemyśl kilka spraw, mówiłem ci już. – usiadłem na łóżku.
- No dawaj, włącz. – zachęcał go Nialler. Harry chwycił laptopa i wsadził dysk do środka.
- Ale ona jest szczęśliwa z Zayn’em. – zaczął swoją śpiewkę.
- Ja pierdole… - złapałem się za głowę.
- Oni nie są ze sobą. – odpowiedział Niall.
- Ale spali ze sobą. Niall przecież dodałeś wpis na Twitter’a.
- Hazz, nawet ja z nią spałem… Znaczy w sensie, że dzieliłem łóżko. – zaczerwienił się blondyn.
- Dobra nie tłumacz się. A ty posłuchaj… Dziewczyna wzięła za was oboje odpowiedzialność…  Odpowiedz na proste pytanie.. Kochasz ją? – Liam skierował wzrok na Harry’ego. Harry zastanawiał się dosyć długo.
- Stary, to jest proste pytanie… Jest odpowiedź TAK lub NIE. – poganiałem go.
- Kocham… - powiedział pod nosem.
- Co powiedziałeś bo nie dosłyszałem.. Wiesz mam swoje lata. – zaśmiałem się.
- Kocham ją! – krzyknął, a jego zielone oczy zaszły łzami.
- To teraz spójrz na to badanie, a następnie przemyśl wszystko i do niej zadzwoń, nim będzie za późno.- poklepałem go po ramieniu i wstałem.
- Hazz… Ona ciebie też kocha. – uśmiechnął się uroczo blondyn, następnie cała nasza trójka wyszła z pokoju i udała siew stronę samochodu.

Z perspektywy Harry’ego.
Jedyne co mogłem zrobić, to oglądnąć płytę. Wpatrywałem się w ekran. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę zostanę ojcem. Boję się. To chyba oczywiste. Mari pewnie też, ale postanowiła urodzić dziecko. Jestem z niej dumny, że podjęła tak ciężką decyzję. Źle postąpiłem, kiedy ją zostawiłem. Kiedy rozpoczęliśmy tą awanturę o ciążę. Powinienem był ja wspierać i być wyrozumiały. Nie powinienem był ją osądzać o zdradę. Przecież byliśmy wszędzie razem. Wiele razy zabierałem się za to, aby zadzwonić do Niej. Brakuje mi jej osoby, jej uśmiechu, jej delikatnego dotyku, aksamitnych ust i namiętnych pocałunków. Może faktycznie czas dorosnąć? Mam jedno życie, jedno serce i jedną parę rąk. Mam też wiele myśli i miliony dni. Wiele wyborów i wiele wyobrażeń. Więc czas w końcu wybrać właściwą decyzję. Chwyciłem za telefon i wystukałem numer do Mari. „Wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny, prosimy spróbować ponownie.” Usłyszałem tylko tyle. Próbowałem dodzwonić się do niej z 15 razy. Cisza. Następną osobą, do której postanowiłem zadzwonić była moja mama. Ona powinna poradzić mi, jakie kroki mam podjąć.
- Halo. – usłyszałem po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć mamuś. – kiedy usłyszałem jej głos, mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Hej synek. Co u was słychać? Jak się macie? – mówiła w liczbie mnogiej. No tak, skąd niby mogła wiedzieć, że mamy tymczasową separację.
- Dobrze… - starałem się aby mój głos był przekonujący, jednak wszystko na marne.
- Co się dzieje? – zapytała bez chwili wahania.
- Dobra, nie będę kłamał… Nie jest dobrze mamo. W sumie to chodzi o mnie i o Mari..
- Ale jak to? Przecież wszystko było dobrze..
- Było mamo, ale kiedy od ciebie wyjeżdżaliśmy pokłóciliśmy się. To była bardzo poważna kłótnia, której teraz żałuję. Powinienem był są wspierać i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że poradzimy sobie w tej sytuacji i że nigdy jej nie opuszczę. Powinienem być teraz przy niej, a nie jestem. Nie odbiera ode mnie telefonów. Nie odzywaliśmy się do siebie od tygodni.  – złapałem powietrza do płuc.
- Ale o co się pokłóciliście? Jaka sytuacja? Synek mów konkretniej. – dociekała coraz bardziej. Nie chciałem jej od razu mówić, że jej syn po raz pierwszy w życiu nie pomyślał i, że ona sama zostanie babcią, no ale cóż.
- Naprawdę mam powiedzieć ci to przez telefon? – głos mi zadrżał.
- Tak! – powiedziała stanowczym tonem.
- Ja i Mari… - zrobiłem przerwę.
- Co ty i Mari, określ się wreszcie.
- Zostaniemy rodzicami. Mari jest w ciąży.

____________________________________________________
Cześć mordeczki <3  Jak się podoba 39 rozdział? Przypadł wam do gustu, czy raczej nie?
STWIERDZAM FAKT IŻ JESTEŚMY NIEŚMIERTELNI! jest 22 grudnia i nadal żyjemy *.*
Co tu dużo gadać. Idą święta moi kochani... Choinki już ubrane? Listy do św. Mikołaja napisane?
Czego sobie życzycie pod choinką?.. Pomijając fakt, że każda z was chciałaby mieć pod choinką One Direction :33 Plany na sylwestra są? No ja myślę, że tak. Ja spędzę sylwestra z naszą ukochaną Clauds.
Pochwalcie się jakie potrawy zagoszczą u Was na wigilijnym stole... Znając życie to u każdego na 100% będzie barszcz z uszkami  i pierogi *.* awwwwww i maybe bigos :) bo u mnie będzie bigos XDD
Takie tam spekulacje :)  a potem będzie +50 do wagi -.-' żeby wszystko poszło w cycki! AMEN.
DOBRA KOCHANE CZYTELNICZKI TO TERAZ PRZYSZŁA PORA NA ŻYCZENIA.
~Życzę wam dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, cierpliwości w szkole, dobrych ocen. Aby wszystkie z Was poznały tych idiotów, żebyście poszły na ich koncert, żeby wszystkie ich żony miały z nimi wspaniałe dzieci. Dużo sexu, masy prezentów pod choinką, skrzynki wódki i szampana na sylwestra, dużej choinki, udanego sylwestra i świąt spędzonych w rodzinnym gronie. ~Camille

MERRY X-MAS GILRS <3