poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział XLV.


Wszedłem cicho do sterylnie czystej szpitalnej sali i ujrzałem drobne ciałko, które leżało na białej pościeli. Jej piękne brązowe włosy były związane w chustkę, więc nie byłem pewien, czy to na pewno ona. Ręka mojej ukochanej drgnęła lekko, a ja podskoczyłem jakby właśnie wypuściła ostatni wydech. Wiedziałem, że każdy pojedynczy ruch może zrobić jej krzywdę, a każdy kolejny oddech może być jej ostatnim. Bałem się, że nie zdążę jej powiedzieć jak bardzo ją kocham, jak bardzo tęskniłem za jej porannym uśmiechem i za jej niezdecydowaniem, którą sukienkę założyć.
Podszedłem cicho do łóżka od strony okna, aby móc przyjrzeć się jej twarzy w pełnym świetle. Miałem nadzieję, że przez sen wyczuje moją obecność i otworzy swoje piękne oczy, szeroko się do mnie uśmiechając. Niby podświadomie czułem, że nigdy więcej nie zobaczę jej olśniewającego, szczerego uśmiechu, ale serce nie pozwalało mi przestać wierzyć. Podobno wiara buduje człowieka… W moim przypadku doszczętnie niszczy.
Usiadłem na białym stołku przy szpitalnym łóżku i przyjrzałem się uważniej jej pięknej twarzy. Kiedy ujrzałem, że jej piękne, brązowe włosy wypadły, malinowe, pełne usta stały się spierzchnięte i lekko sine, a jej pulchne policzki, które tak bardzo uwielbiałem kompletnie się zapadły, nie potrafiłem nic ze sobą zrobić. Wiedziałem, że gdy tylko wybuchnę płaczem, obudzę Ellie. Choć na zewnątrz tak drastycznie się zmieniła, wiedziałem, że taka zmiana nigdy w życiu nie zajdzie w jej wnętrzu. Zapewne wciąż jest tą samą pomocną i kochającą przyrodę dziewczyną, co wcześniej. Może nie już tak bardzo szczęśliwą i uśmiechniętą, ale wciąż moją ukochaną Ellie. I jeżeli myślała, że teraz ją zostawię, to była w grubym błędzie.
Chwyciłem jej rękę najdelikatniej jak tylko potrafiłem, bojąc się, że zrobię jej krzywdę i powoli przyłożyłem ją do ust, składając na jej dłoni subtelny pocałunek.
- Zayn? – Usłyszałem cichy głos Ellie, który łamał się w połowie wyrazu. Uśmiechnąłem się lekko do niej i lekko schyliłem się, żeby pocałować ją w usta. –Nie, Zayn. – Odepchnęła mnie lekko resztkami sił i odwróciła się na drugą stronę. Puściłem jej dłoń i podszedłem do okna. Nie mogłem uwierzyć, że zareagowała W TEN sposób. Spodziewałem się raczej jakiegokolwiek uśmiechu.
Podszedłem do łóżka w ten sposób, aby widzieć jej twarz i patrząc jaj się prosto w oczy, powiedziałem cicho:
- Ellie, kocham cię. Nie mogłem pozwolić ci żyć ze świadomością, że cię zostawiłem, bo jesteś chora. Że zrobiłbym to, gdybyś mi o tym powiedziała. – Po policzkach dziewczyny popłynęło kilka łez, które natychmiast starła kruchą dłonią.
Jej uśmiechnięta twarz sprawiała, że człowiekowi chciało się żyć, nawet tylko po to, żeby, choć jeszcze jeden raz ją zobaczyć. Była olśniewająco pogodna i potrafiła wszystkich podnieść na duchu, ale kiedy patrzyłem na jej smutne oczy, w których kiedyś widziałem miłość wiedziałem, ze dla nas nie ma nadziei… Choć jej babcia upierała się, że ona za mną tęskni, wiedziałem, że ona po prostu chce mieć ode mnie spokój, że w tym momencie wolałaby zostać sama i nigdy więcej mnie nie widzieć. Spojrzałem smutno na jej oczy, które bały się na mnie spojrzeć. Omijała mnie wzrokiem, bojąc się… Sam nie wiem czego. Przyleciałem tu, żeby jej pomóc, żeby być z nią, kiedy będzie cierpiała, żeby sprawić, że o wszystkim zapomni, a ona nie dala mi się nawet dotknąć.
- Naprawdę chcesz, żebym cię zostawił? – Ellie delikatnie pokiwała głowę i odwróciła się z powrotem w stronę okna. Stanąłem prosto przy jej łóżku i skierowałem się w stronę wyjścia, trzaskając drzwiami.
- To jest szpital, a nie twój dom. – Syknęła pielęgniarka, kiedy drzwi z mocnym łoskotem się zamknęły.
Wyszedłem ze szpitala odpalając papierosa i stanąłem przy wyjściu, patrząc na tych wszystkich chorych ludzi, którzy pomimo swojej choroby wciąż się cieszą. Potrafią się uśmiechać, mimo że wiedzą, że i tak są bliscy śmierci. Tylko moja Ellie nie potrafiła zrozumieć, że ma wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy ją kochają i będą z nią do końca.
Usiadłem na ławeczce niedaleko wejścia i zapaliłem kolejnego papierosa.
- To już twój drugi. – Usłyszałem słaby głos starego mężczyzny, który kiwnął na miejsce obok mnie.
- Proszę. – Powiedziałem i zaciągnąłem się mocno, tak aby spróbować choć na chwilę zapomnieć, że na drugim piętrze budynku leży moja śmiertelnie chora dziewczyna, która nie chce mnie widzieć.
- Na coś trzeba umrzeć. – Mężczyzna zaśmiał się, ale widać było, że nie śmieszą go tego typu żarty.
- Uważaj co mówisz. Ja się nie obrażę, ale jesteś w szpitalu, gdzie co trzeci pacjent ma raka płuc i większość z nich umrze. – Zgasiłem papierosa i spojrzałem się na mężczyznę, który wyglądał na mniej więcej siedemdziesiąt lat.
- Moja dziewczyna umiera. – Powiedziałem gładko, choć sam spodziewałem się, że wybuchnę płaczem. Nie wiedziałem nawet, dlaczego mówię to obcej osobie, ale musiałem się komuś wygadać, a Ellie najwyraźniej nie miała ochoty mnie nawet widzieć.
- Moja żona umarła dwadzieścia lat temu na raka szyjki macicy. – Spojrzałem uważnie na mężczyznę i kiedy zobaczyłem w jego oczach łzy wiedziałem, że ja także tak skończę. Dwadzieścia lat po śmierci jego żony on wciąż kiedy o niej mówi płacze i tęskni. Dwadzieścia lat ciągłego bólu i tęsknoty. Jeżeli Ellie tego nie przeżyje to będzie także mój koniec…
- Przepraszam. – Staruszek uśmiechnął się lekko i poklepał mnie po ramieniu, jakby to miało mnie podnieść na duchu.
- To taka dziwna zależność. Ludzie przepraszają za coś, czego nie zrobili. – Zaśmiałem się cicho razem ze starszym mężczyzną i zacząłem dziwną rozmowę na temat jego życia.

                                                                       ~*~

Tęsknił. „Przyjechał do ciebie, głupia. Oczywiście, że tęsknił.”
Wie, że nie przeżyje. „Oczywiście, że wie.”
Nie wiedział tylko, że będę wyglądała już tak źle. „Oczywiście, że nie.”
Kocha mnie. „Oczywiście, że cię kocha. To twój chłopak, Ellie. Będzie cię kochał nawet jeżeli byś wyjechała na drugi koniec świata.”
Ale ja umrę. „Tak, ale jeszcze nie teraz.”
Odzwyczaiłam się od niego. Nie chcę cierpieć znowu tak samo. „Cierpisz cały czas, ale nie chcesz tego przyjąć do siebie. Bez niego czy przy nim.”
Nie chcę, żeby mnie widział w takim stanie. „Za późno.”
Czy to źle, ze nie chcę go do siebie dopuścić? „W pewnym sensie… Jesteś sama, potrzebujesz oparcia, potrzebujesz Zayna i dobrze o tym wiesz.”
Nie chcę, żeby on cierpiał. „Już spowodowałaś jego cierpienie.”
Wiem, nie chcę tylko, żeby widział jak umieram. „Nikt tego nie chce. Ale ludzie rodzą się, żyją, umierają. Taka jest kolej rzeczy.”
Nie chcę, żeby to widział. „Nie zmusisz go, żeby wyjechał.”
A co, jeżeli dałabym radę to zrobić? „Nie chcesz tego.”
Wiem… „Nie uciekaj przed nim.”

                                                                      ~*~

- A co, jeżeli jest za późno? – Spytał Niall przeżuwając kolejnego już żelka z kolei. Siedzieliśmy wszyscy na kanapie i czekaliśmy na choć jeden telefon od Zayna. Nie dzwonił, nie pisał. Zero.
- Zamknij się, Niall. – Syknęłam w jego stronę i rzuciłam w niego paczką chipsów paprykowych. Im więcej jadł tym mniej mówił, a to nam jak najbardziej pasowało. Raz po raz podrzucałam mu tylko coś do schrupania, żeby nie przeszkadzał nam w myśleniu.
Był spokojny, nie mam pojęcia jak to zrobił, ale był. Wiedział, że Ellie spróbuje z tego wyjść. Tylko ja wiedziałam, że nie ma już szans dla mojej przyjaciółki. Był to największy cios jaki kiedykolwiek Bóg mi zadał. W tej chwili nie sądziłam nawet, ze istnieje. Przecież gdyby tak było nigdy nie zrobiłby mi takiego czegoś. Rozmawiam z nim codziennie, chodzę do Kościoła, udzielam się charytatywnie, modlę się za innych. Nie jestem miejskim samolubem, który swoje pieniądze lokuje po kontach bankowych. Pomagam innym, a w zamian oni mi zabierają. Po kolei wszystkich moich bliskich, których kocham najbardziej na świecie.
- Ja nic przecież nie mówię.
- A, mimo to cały czas cię słyszę. – Syknęłam w jego stronę i skrzyżowałam dłonie na piersi. Harry objął mnie delikatnie ręką i przysunął do siebie, abym mogła się o niego oprzeć.
- Ta ciąża powoduje, że jesteś coraz wredniejsza. – Prychnął i włożył garść chrupiących chipsów do buzi, żeby powstrzymać się od powiedzenia czegoś jeszcze głupszego, o ile było to w ogóle możliwe. Czasami jego pospolitość mnie przytłaczała, a później mówił coś jeszcze głupszego i powodowało to atak śmiechu i cała moja niechęć znikała. On po prostu był człowiekiem, którego albo się kocha, albo nienawidzi. A ja z całą pewnością go kochałam, bo był cudownym przyjacielem.
- Harry? – Mój chłopak delikatnie pocałował mnie w czubek głowy i spojrzał mi prosto w oczy, uśmiechając się lekko. To miłe, że wszyscy wokół próbowali mnie pocieszać, ale to nie ja tego potrzebowałam, tylko Ellie, ale ona nie dopuszczała nikogo do siebie. Nie odbierała telefonów, nie dzwoniła, nie odpisywała na e-maile, a jej babcia cały czas powtarzała, że jest za słaba…
Za słaba na życie.
Za słaba na cokolwiek.
Za słaba na przyjaźń i na miłość.
To dziwne, że człowiek kiedy się rodzi jest słaby, a kiedy umiera jest jeszcze słabszy niż kiedy się rodził. Powinien być silny, niepokonany… Taki, żeby mógł zmierzyć się z całą tą rzeczywistością, która męczyła wszystkich wokół.
                                         
                                                                    ~*~

- Młody człowieku, ile my już rozmawiamy? – Spojrzałem się na zegarek i z dziwnym rozbawieniem przyjrzałem się starszemu człowiekowi.
- Cztery i pół godziny. – Powiedziałem i cicho się zaśmiałem, rozglądając się dookoła. To dziwne, że przy tym człowieku tak szybko minął mi czas, a przy Ellie ciągnął się w nieskończoność w ciszy. Głuchej ciszy, w której słychać było tylko nasze płytkie oddechy.
- Tak myślałem, bo mój pęcherz zaczął się już odzywać. – Zawtórowałem śmiechem starszemu panu i pomogłem mu wstać z zielonej ławeczki. Trzymałem go za rękę, pomagając iść w stronę wejścia do szpitala, kiedy ujrzałem, jak bocznym wyjściem wyprowadzają ciało w czarnym worku. Myśli, które przez te kilka sekund zdołały się przemieścić po cały ciele były dobijające. Widziałem w mojej głowie jak próbują ratować Ellie. Jak robią jej elektrowstrząsy, a jej delikatne ciałko wygina się z bólu. Ostatnim obrazem, który widziałem w mojej głowie zanim pognałem biegiem w stronę ratowników medycznych był młody lekarz, który stwierdza czas zgonu.
Tak jakby czas się zatrzymał i widziałem tylko zarys postaci, które mijałem, gdy biegłem przez cały plac szpitala.
„Dziewiętnastoletnia dziewczyna.” „Rak jelita.” „Była sama.” „Miała całe życie przed sobą.” „Ciekawe, czy zdążyli się z nią pożegnać.”
Wszystko słyszałem, ale widziałem tylko troje ratowników, którzy wkładali ciało do karetki, żeby zawieźć je do kostnicy.  Migało mi pełno dziwnych obrazów przed oczami, a na każdym było bezwładne ciało Ellie, które przenosili na nosze.
Chwyciłem jednego ratownika za rękaw i spytałem, kto to jest.
- Nie wiem. Młoda dziewczyna, zmarła pół godziny temu. Była tylko z jedną osobą.
- Mogę zobaczyć jej twarz? – Ratownik spojrzał się na swoich kolegów i po chwili pokiwał głową na znak zgody.
Podszedłem powoli do noszy i odpiąłem czarną folię. Ujrzałem małą brunetkę i to głupie, ale odetchnąłem z ulgą.
- Przepraszam… - Powiedziałem i oddaliłam się od ratowników, którzy dziwnie się na mnie patrzyli.  Nie odwracając wzroku pobiegłem w stronę szpitalnej sali Ellie. Siedziała sama i płakała.
Podszedłem do niej i delikatnie chwyciłem jej twarz w swoje dłonie, mówiąc:
- Nie zostawię cię, Ellie. Nawet jeżeli miałabyś nie odezwać ani nie spojrzeć się na mnie do samego końca. Zostanę tu, nawet jeżeli miałbym przez to cierpieć, a ludzie wokół braliby mnie za wariata. Kocham cię, Ellie. A miłość właśnie na tym polega. Na tym, aby być przy ukochanej nawet jeżeli ona tego nie chce.
- Kocham cię, Zayn. – Złączyłem nasze usta w pocałunku i usiadłem obok niej na szpitalnym łóżku,  trzymając w swoich ramionach cały mój świat.


____________________________________________________
Cześć :) Przepraszam,że tak długo czekaliście na kolejny rozdział. Jest mi naprawdę przykro i dziękuję Liv,że pomogła go napisać. Wiem,że na nią zawsze mogę liczyć :) Trochę mam teraz urwanie głowy...matematyka sama się nie poprawi, ale też rozdziały same się nie napiszą. Mam nadzieje,że rozdział się Wam wszystkim spodoba...bo ja ryczałam jak głupia, a Liv była z siebie dumna. Chcę też zachęcić WAS do czytania bloga LIV, który jest naprawdę świetny! Wystarczy,że klikniecie na "LIV" tam znajduję się link, który automatycznie w Waszej przeglądarce otworzy nową kartę z jej blogiem :) Naprawdę...WARTO CZYTAĆ! dodam jeszcze,że blog jest o 1D :)

PS. Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach na SMH, follow : @stayforstyles pytajcie o follow back, a na 100% je dostaniecie :) Zaś jeśli spodoba Wam się blog mojej kochanej Livci... follow : @zappieswag a 100% będzie Was informować o nowych rozdziałach na "Charm of the past"

PS2. NAPRAWDĘ PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO CZEKACIE NA ROZDZIAŁY. POSTARAM SIĘ PISAĆ JE WCZEŚNIEJ.


                                                                                                     Love, Camille

3 komentarze:

  1. DUMNA JA, JARAM SIĘ ROZDZIAŁEM *.*
    Się popłakałam, jak to pisałam cnie? hahaha
    #zrytagłowa
    CZEKAM NA NASTĘPNY OK

    OdpowiedzUsuń
  2. śmiałam się jak głupia i powtarzałam, że to niemożliwe, że dodałaś rozdział....
    ale jak to do mnie doszło, szybko zabrałam się do czytania.
    te emocje, to co się przeżywa czytając to, nie da się opisać! wiesz co? powiem ci, że sądzę że Elli przeżyje, ma teraz najważniejszy i najpotrzebniejszy warunek żeby przeżyć, ma GO przy sobie. razem zdziałają cuda, wierzę w to całym sercem, bo nie wyobrażam sobie tego, że ona umrze, to by było za dużo. Zawsze po burzy przychodzi tęcza, prawda? więc Cam, nawet mnie nie denerwuj i nie knuj takich głupich rzeczy! czekam, BARDZO czekam na następny rozdział, nawet nie wiesz jak bardzo! powodzenia w szkole, życzę dobrych ocen, chęci, weny i WOLNEGO czasu!
    Pozdrawiam, Claudia ♥ @justclauds

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, oby takich więcej i w szybszym czasie:D ;*

    OdpowiedzUsuń